Rannych żołnierzy odwiedzili w szpitalu dowódca wojsk lądowych, generał broni Waldemar Skrzypczak i dowódca 17. brygady z Międzyrzecza, którą ćwiczy w Wicku generał brygady Mirosław Różański. Dwaj żołnierze są lekko ranni: jeden w plecy, drugi ma urwany koniec małego palca u prawej ręki.
Najcięższy jest stan żołnierza, który ma ranę głowy. Dyrektor wojewódzkiego szpitala specjalistycznego w Słupsku Ryszard Stus mówi, że lekarze walczą o jego życie.
To było standardowe nocne strzelanie dywizjonu przeciwlotniczego z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza. Żołnierze wyjechali na poligon koło Ustki wczoraj wieczorem, około godz. 21. Nie zdążyli jednak dojechać nawet na stanowiska bojowe.
"Niekontrolowany strzał oddało działko kalibru 23 milimetry" - opowiada major Sławomir Lewandowski, rzecznik sił lądowych. Pocisk trafił żołnierza kierującego pojazdem, na którym zamontowane było kolejne działko. "Pojazd stoczył się ze stanowiska, trzech innych żołnierzy zostało rannych" - dodaje major Lewandowski.
"Nie wiadomo jeszcze, dlaczego działko wystrzeliło. Amunicja zawsze jest w pojazdach, być może ktoś za wcześnie załadował i wprowadził nabój do lufy" - zastanawia się rzecznik sił lądowych. Jak dodaje, specjalna komisja i żandarmeria wojskowa sprawdzają, kto zawinił.
Żołnierz, który zginął, to szeregowy z Wodzisławia Śląskiego. Jego rodziną opiekują się wojskowi psychologowie.