O skandalicznym zachowaniu ks. Jana Pokrywki Chełm huczy od niedzieli 30 grudnia. Wtedy to duszpasterz po raz pierwszy postanowił zapoznać swoich parafian z efektami kilkudniowego chodzenia po kolędzie. "Wszyscy czekali już na koniec mszy, ksiądz zaczął czytać ogłoszenia i nagle posypały się nazwiska" - opowiada pani Barbara. Nie chce podawać nazwiska, bo boi się, że w niedzielę wszyscy usłyszą z ambony, że szkalowała proboszcza.

Reklama

"Wyczytywał po kolei nazwiska wszystkich z danej ulicy i mówił, kto ile dał, a kto go nie wpuścił do domu" - opisuje. I dodaje, że na parafian podziałało to jak płachta na byka. "Przez cały tydzień ludzie o niczym innym nie rozmawiali, ale wyczytywania się przestraszyli, bo w następną niedzielę, kiedy ksiądz znowu podsumowywał kolędę, już nie było słychać o sumach 10 czy 20 złotych, najniższe to były 50" - śmieje się.

Skuteczność proboszcza chwali za to pani Danuta mieszkająca przy leżącej na terenie parafii ul. Wirskiego. Jej zdaniem ksiądz nie miał innego wyjścia, bo buduje nowy kościół, a parafianie niespecjalnie garną się, żeby mu w tym pomóc. "Przecież on nie zbiera tych pieniędzy dla siebie, tylko dla nas wszystkich" - mówi. "Ale ludzi to nie obchodzi, że nie ma z czego dokończyć budowy. Samochodów sobie pokupowali, że cały chodnik i trawniki pod blokiem zastawione, a do koperty to raptem po 20 złotych dawali. Ja się cieszę, że proboszcz to zrobił, bo zmieniłam zdanie o paru sąsiadach, których uważałam za porządnych ludzi".

Powodów do radości nie ma za to pan Karol z leżącej na terenie parafii wsi Żółtańce. Od 30 grudnia przez parę dni słyszał docinki sąsiadów, którzy z ambony dowiedzieli się, że to właśnie on dał najchudszą kopertę. "Teraz już się uspokoili, ale ja długo tego nie zapomnę" - mówi oburzony. "Wiem, że ksiądz zbiera na dokończenie budowy kościoła, nie raz już na ten cel dawałem, ale nie chcę, żeby inni wiedzieli, ile".

Zachowaniem księdza Pokrywki zbulwersowana jest też pani Zofia. Należy do innej parafii, jednak co chwila słyszy skargi wyczytanych przez proboszcza wiernych parafii Świętej Rodziny. "Najbardziej się wkurzyłam, jak słuchałam starszej pani, która ze łzami w oczach mówiła mi, że się wstydzi, bo dała tylko 20 złotych, ale na więcej jej nie stać" - opowiada. "Gdybym była na miejscu ludzi z tej parafii, wytoczyłabym proboszczowi proces za naruszenie prywatności".

Na postawienie księdza Pokrywki przed sądem nie ma szans, bo dane z kartotek parafialnych nie podlegają ustawie o ochronie danych osobowych. "Dane wiernych gromadzone przez Kościół katolicki oraz inne legalne kościoły i związki wyznaniowe są wyłączone z ustawy" - wyjaśnia Michał Serzycki, Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. "My nie mamy prawa ich kontrolować ani ingerować w to, jak są wykorzystywane".

Przed dalszym szczegółowym rozliczaniem parafian z datków dawanych podczas kolędy może księdza Jana Pokrywkę powstrzymać tylko interwencja arcybiskupa Józefa Życińskiego, zwierzchnika archidiecezji lubelskiej. "Trudno powiedzieć, jakie działania podejmiemy w tej sprawie, bo jak na razie nie mieliśmy od parafian żadnych sygnałów. O tym wyczytywaniu nazwisk z ambony dowiadujemy się od dziennikarzy" - mówi ks. Mieczysław Puzewicz, rzecznik metropolity lubelskiego. "Ale na pewno będziemy wyjaśniać tę sprawę" - dodaje.