Proces dotyczył wspólnego interesu, który Wachowski miał rozkręcić razem z biznesmenem. Były szef kancelarii prezydenta wyłożył na spółkę 159 tysięcy dolarów. Wspólnik twierdził, że oddał 30 tysięcy, a Wachowski zaprzeczał, tłumacząc, że pokwitowanie odebrania tych pieniędzy było sfałszowane.

Reklama

Sąd przyznał jednak rację biznesmenowi. Uznał, że dokumet jest autentyczny, choć Wachowski twierdził, że wspólnik wykorzystał kartkę z jego podpisem złożonym in blanco. "Pan Wachowski, jako były bardzo wysoki urzędnik państwowy powinien wiedzieć, że podpisu nie rozdaje się na prawo i lewo" - dorzucił sędzia.

"Dziwię się, że sąd nie wierzy mnie, a wierzy panu M., który mnie oszukał, co potwierdza się w jego procesie o oszustwo na 159 tysięcy dolarów wobec mnie" - mówił Wachowski dziennikarzom po wyroku. Nie chciał mówić o politycznych podtekstach sprawy, na które zwracał uwagę wcześniej, gdy twierdził, jakoby miała ona udokumentować fakt, że prezydent Lech Kaczyński mówiąc o nim "wielokrotny przestępca", miał rację.