Czesław Kłosek, górnik ranny podczas pacyfikacji kopalni "Manifest Lipcowy" w grudniu 1981 roku, wysłał do prezydenta specjalny list. Tłumaczy w nim, o co mu chodziło, kiedy we wtorek oddawał przyznany mu przez Lecha Kaczyńskiego order.
Kłosek zapewnia, że o tym proteście miał wiedzieć tylko prezydent. Ale informację podchwycili "ludzie żądni sensacji".
"Żałuję tego i zapewniam, że nie zabiegałem i nie zamierzam zabiegać o żadne stanowiska wybieralne czy mianowane w żadnej instytucji czy korporacji" - podkreśla bohater Grudnia '81. Chce najwidoczniej uprzedzić oskarżenia o próbę robienia kariery na zyskanym dzięki protestowi rozgłosie.
Wyjaśnia też, że ze sprawą nie ma nic wspólnego jego członkostwo w Platformie Obywatelskiej. Zapewnia, że nikt nim nie kierował ani mu niczego nie zlecał. A z popularności wcale się nie cieszy.
Kłosek stara się też o przyjęcie przeprosin przez "Solidarność".
Zamieszanie wybuchło, gdy Kłosek ogłosił, że zamierza oddać przyznany mu przez Kaczyńskiego Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Był to protest m.in. przeciwko przyznaniu polskiego obywatelstwa brazylijskiemu piłkarzowi, Rogerowi Gerreiro.
51-letni obecnie Kłosek został postrzelony w czasie pacyfikacji jastrzębskiej kopalni "Manifest Lipcowy" - pocisk po rykoszecie przeszedł przez gardło i do dzisiaj tkwi w jego kręgosłupie.