Łukasz Paszek jest na kopalni elektrykiem. Do emerytury zostało mu 17 lat. Zaczynał na Pokoju (dziś Ruch Pokój to część Kopalni Węgla Kamiennego "Ruda”). – Od 2015 r. mówili, że nas likwidują – opowiada. Przekonuje, że ci, którzy mają za sobą 21 lat pracy na dole, liczą teraz na urlopy górnicze, cokolwiek się wydarzy. Od Spółki Restrukturyzacji Kopalń (SRK) dostaną czteroletni płatny urlop, 75 proc. wypłaty co miesiąc. Do tego świadczenia, wczasy pod gruszą, kredki (czyli na wyprawkę dla dzieci w wieku szkolnym). I tak dotrwają do emerytury. Ale najgorzej mają młodzi. Bo dziś górnicy dzielą się na tych chwilę przed emeryturą i tych, którzy na dole robili dotąd raptem kilka lat. Wszystko przez to, że w latach 90. w zasadzie nikogo nowego do roboty nie brano. Zatrudniać zaczęto znów od 2007 r. To dlatego na Pokoju na 1,5 tys. załogi starych fachur jest góra setka.
Gdyby ludzie usłyszeli, że Halemba przetrwa z 10 lat, to by odetchnęli. A tak górnicy w głowę zachodzą, co dalej – dodaje Paszek. – Słyszymy, że kraj potrzebuje nowego ładu energetycznego. Jasne, tylko ludzie powinni czuć, że państwo, gospodarz, o nich dba. A tak absurd goni absurd. Zupełnie jak z tą czerwoną strefą dla Rudy Śląskiej.
Rudę Śląską rozgrzewają do czerwoności nie tylko emocje związane z koronawirusem. Mieszkańców tego przeszło 140-tys. górniczego miasta do wrzenia doprowadza plan restrukturyzacji Polskiej Grupy Górniczej, który górnikom miał przedstawić pod koniec lipca minister aktywów państwowych Jacek Sasin. A w nim, jak informowały media, założenia zamknięcia kopalń Ruda i Wujek. Ważna uwaga: KWK „Ruda” to obecnie trzy kopalnie: Bielszowice, Halemba i Pokój. Wszystkie na terenie jednego miasta. Dziś więc ludzie pytają nie tylko, co z kopalnią, lecz także co z miastem.
Reklama