"Sprawą na tym etapie zajmie się Państwowa Inspekcja Pracy, która przeprowadzi szczegółowe kontrole i rozpocznie postępowanie sprawdzające. Jeśli tylko w sprawie pojawią się przesłanki mówiące, że zostało popełnione przestępstwo, śledczy natychmiast rozpoczną śledztwo" - mówi dziennikowi.pl Maciej Kujawski z ministerstwa sprawiedliwości.

Reklama

DZIENNIK opisał dziś ofertę zajestrowanej w Polsce firmy P&L. Jej prezesem jest Chińczyk. Sprowadzenie chińskich pracowników do Polski zajmuje mu sześćdziesiąt dni. P&L zachwala Chińczyków zainteresowanym ich zatrudnieniem w specyficzny sposób.

"Chińczycy mogą pracować 14 godzin na dobę, mieszkać w ścisku w prowizorycznym barakowozie i jeść tylko raz dziennie. Nie potrzebują także polskiego ubezpieczenia, bo są ubezpieczeni w Chinach" - można usłyszeć od przedstawicielki firmy.

Z dziennikarskiej prowokacji DZIENNIKA wynika, że za miesiąc pracy sprowadzonego do Polski chińskiego robotnika P&L żąda 3150 złotych. Sam Azjata dostaje z tego prawdopodobnie mniej niż jedną trzecią. Ale - jak podkreślają wszyscy znawcy tematyki chińskiej - to i tak znacznie więcej niż mógłby zarobić u siebie w kraju.

Ilu obywateli Chin może być nieludzko wykorzystywanych w naszym kraju? Według oficjalnych danych w Polsce pracuje około tysiąca Chińczyków. Nieoficjalne dane mówią jednak o liczbie dziesięciokrotnie większej. Większość znalazła zatrudnienie na budowach i w wyrastających jak grzyby po deszczu azjatyckich restauracjach.