Według naszych danych reforma wymagała potężnej pracy u podstaw. W przededniu jej wprowadzenia urzędnicy MEN bali się, że nie starczy im kadr. Pomysł DZIENNIKA, by angielski był obowiązkowy w każdej szkole, traktowali jako utopijny. Dziś już wiadomo, że kadry się znalazły, a minister Katarzyna Hall nie wyklucza w ciągu 2 - 3 lat spełnienia naszego postulatu. Jak do tego doszło?

Reklama

Rozmówcy DZIENNIKA w kuratoriach odpowiadają: w całej Polsce przez ostatnich parę lat trwało masowe szkolenie nauczycieli. Specjaliści od nauczania początkowego i nauczyciele innych języków sami zdobywali uprawnienia do nauczania angielskiego. Wspierali ich dyrektorzy szkół. To ich przedsiębiorczości MEN zawdzięcza swój sukces.

Małgorzata Wierzbicka pracuje w Siedlcach i jest nauczycielką od siedmiu lat. Cztery lata temu zaczęła dodatkowo zaoczne studia w kolegium językowym. "Dzięki temu w tym roku uratowałam moją dyrektorkę przed poszukiwaniami anglisty. W zamian szkoła wspólfinansowała moje studia" - mówi.

Niektóre kuratoria stworzyły prawdziwy przemysł dokształcania nauczycieli. "Nad angielskim pracujemy od lat. Jeszcze nie było pomysłu ministerstwa, a my już wprowadzaliśmy ten język do szkół podstawowych, a nawet przedszkoli" - mówi Wiesława Szymańska, wicedyrektor wydziału edukacji Urzędu Miejskiego w Rzeszowie. Podkarpacie, Podlasie i Lubelszczyzna mają największy w całej Polsce procent dzieci uczących się angielskiego.

Sukces jest bardzo wymierny. Na Podkarpaciu 98 proc. pierwszaków ma angielski, a w Lubuskiem - jedynym województwie, które mocno odstaje od średniej - tylko 66 proc. Ale przyczyny też są jasne: Lubuskie ma jedną anglistykę i jedno kolegium językowe. Na Podkarpaciu szkół, gdzie można zdobyć uprawnienia, jest jedenaście. Co roku kształcą one 600 nowych nauczycieli.