Dziś od świtu informację o zaginięciu trzyletniej Nikoli odczytywano w białostockich kościołach. Po tym komunikacie na policję zgłosiła się osoba, twierdząca, że widziała wieczorem bezdomnego prowadzącego za rączkę małą dziewczynkę.
Policjanci robili, co mogli, by do tego bezdomnego dotrzeć jak najszybciej. W końcu się udało go zidentyfikować. Ale, jak opowiadał w TVN 24 rzecznik podlaskiej policji Jacek Dobrzyński, mężczyzna próbował okłamywać mundurowych, mówił, że nic nie wie o żadnej dziewczynce.
Policjanci byli jednak nieustępliwi i w końcu bezdomny zaprowadził ich do meliny, w której Nikola po prostu spała. Lokal ten mieści się ona na tym samym osiedlu Antoniuk, kilkaset metrów od mieszkania dziewczynki.
"To była prawdziwa walka z czasem" - opowiada o poszukiwaniach trzylatki rzecznik podlaskiej policji. "Liczyła się każda minuta" - podkreślał Jacek Dobrzyński.
Dziecko w końcu trafiło do domu. Natychmiast zostało przebadane przez lekarzy, którzy orzekli, że Nikoli nic nie dolega, ale na wszelki wypadek zawieźli ją jeszcze na szczegółowe badania do szpitala. Cała rodzina jest pod opieką psychologa policyjnego.
Zatrzymany został 50-letni bezdomny, który zabrał dziewczynkę do meliny. Usłyszy zarzuty. Policjanci sprawdzają też odpowiedzialność rodziców dziecka.
Wciąż nikt nie może zrozumieć, jak rodzice Nikoli mogli ją samą wieczorem posłać do sklepu po lody. Według sąsiadów, to nie był pierwszy przypadek, gdy malutka Nikola była wysyłana sama po zakupy. Jej rodzice mają jeszcze siedmioro dzieci.