"Polacy wiedzą, że Ukraińcy się bronią w tej wojnie. Wyjaśnienie tej sprawy jest czymś naturalnym" - mówił wiceminister sprawiedliwości odnosząc się do najnowszych ustaleń polskich śledczych w sprawie rakiety, która spadła we wsi Przewodów w woj. lubelskim.
Do wybuchu pocisku w pobliżu granicy polsko-ukraińskiej, doszło 15 listopada ub. roku, w dniu, w którym siły rosyjskie przeprowadziły zakrojony na szeroką skalę atak rakietowy na Ukrainę. Eksplozja zabiła dwóch mężczyzn. Jak później informowały polskie władze, na teren suszarni zbóż spadła najprawdopodobniej rakieta ukraińskiej obrony powietrznej i wszystko wskazuje na to, że to wynik nieszczęśliwego wypadku.
"Polska ustaliła skąd ta rakieta przyleciała, która armia ją wystrzeliła, ale do dalszych ustaleń potrzebna jest współpraca z Ukrainą. Ukraińcy nie współpracują w tym śledztwie" - mówił w Studio PAP Sebastian Kaleta.
Dopytywany o powód takiej reakcji ze strony Ukrainy wiceminister stwierdził: "Jeżeli w jednych sprawach ta współpraca się układa, a w innych nie, to można podejrzewać, ale to są spekulacje, że może to być decyzja polityczna państwa ukraińskiego" - mówił Kaleta i dodał, że "polscy prokuratorzy konsekwentnie o tę współpracę prawną do strony ukraińskiej wnioskują".
Wybuch w Przewodowie - postepowanie
Postępowanie w sprawie wybuchu prowadzi Mazowiecki Wydział Zamiejscowy ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. Na miejscu pracowali prokuratorzy Mazowieckiego i Lubelskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej, Prokuratury Regionalnej w Lublinie, Prokuratury Okręgowej w Zamościu, funkcjonariusze Policji, Straży Granicznej, ABW, CBŚP, żołnierze, a także biegli, w tym z Wojskowego Instytutu Techniki Uzbrojenia w Zielonce i Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji, pirotechnicy oraz amerykańscy eksperci. W oględzinach miejsca eksplozji brali udział również ukraińscy eksperci.
Autor: Jarema Jamrożek/ PAP