"Fakt" ustalił prawdopodobny powód tego długotrwałego zwlekania z postawieniem zarzutu zabójstwa.

Liza została brutalnie napadnięta nad ranem z 24 na 25 lutego. Nagą i nieprzytomną, znalazł w niedzielę, 25 lutego, wcześnie rano dozorca w bramie posesji przy ul. Żurawiej w Warszawie. Wezwał pogotowie i policję, kobieta trafiła do szpitala, była w stanie krytycznym. Zmarła, nie odzyskawszy przytomności, w piątek 1 marca. Sprawcą, który został zatrzymany jeszcze w dniu napaści, okazał się 23-latek. Podczas przeszukania jego mieszkania policjanci znaleźli m.in. duży nóż kuchenny i kominiarkę użyte do popełnienia przestępstwa. Nie tylko zgwałcił kobietę, ale też zrabował swojej ofierze dwa telefony komórkowe, kilka kart płatniczych oraz portfel.

Reklama

Gdy otrzymamy wyniki i zostanie udowodnione, że śmierć nastąpiła z powodu tego ataku, pierwszy dowie się podejrzany, a dopiero potem opinia publiczna - mówił "Faktowi" w pierwszej połowie marca prok. Szymon Banna z warszawskiej prokuratury. Dotąd śledczy nie wyjaśnili opinii publicznej, dlaczego w sprawie nie ma żadnego postępu.

"Faktowi" udało się jednak ustalić prawdopodobną przyczynę, dla której to wszystko tak długo trwa. Prawdopodobnie prokuratura wciąż jeszcze nie powołała biegłego, który ma ocenić stan psychiczny Doriana S. Jeżeli podejrzany ma bowiem mieć zaostrzone zarzuty do zabójstwa, musi być pewność, że w momencie popełniania przestępstwa był poczytalny i świadomy.