Prokuratura wojskowa bada, czy przez umniejszenia rangi wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu nie doszło do gorszego zabezpieczenia lotniska Siewiernyj. Ministerstwo Spraw Zagranicznych przez ponad półtora miesiąca nie potrafiło oficjalnie powiedzieć Rosjanom, jaki charakter będzie miała wizyta prezydenta 10 kwietnia - dowiedział się "DGP". Dotarliśmy do korespondencji z 11 marca 2010 roku pomiędzy Jerzym Bahrem a Jarosławem Bratkiewiczem, dyrektorem departamentu wschodniego MSZ i Mariuszem Kazaną. Ambasador opisywał rozmowę z Siergiejem Nieczajewem, dyrektorem departamentu europejskiego MSZ Rosji:
"Nieczajew podkreślił, że protokół rządu Rosji będzie zajmował się wyłącznie organizacją spotkania premiera Tuska z Putinem. W kwestii wizyty prezydenta Nieczajew zapytał, czy powinien rozumieć moje słowa o przyjeździe Kaczyńskiego jako oficjalne powiadomienie strony rosyjskiej, gdyż do tej pory strona rosyjska nie otrzymała żadnej oficjalnej wiadomości, że wizyta ta będzie miała miejsce. Odpowiedziałem, że na tak postawione pytanie nie mogę udzielić oficjalnej odpowiedzi, niezależnie od faktu, że z tych materiałów, które posiadam, wynika, że 10 kwietnia do Katynia przybędzie prezydent RP".
Po tej rozmowie Nieczajew 12 marca wysłał do polskiego ambasadora pismo: "Jestem zmuszony ponownie zwrócić się z zapytaniem: czy pańska wzmianka o planowanej wizycie prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia br. w Katyniu i Smoleńsku jest oficjalnym zwróceniem się strony polskiej? Będę wdzięczny za wyjaśnienie". Dopiero po tych naciskach 16 marca nasze MSZ poinformowało rosyjską dyplomację, że prezydent przyleci jako "szef delegacji": "Delegacji polskiej podczas tej ceremonii będzie przewodniczył Prezydent RP (...)" - czytamy w nocie z 16 marca.
Jeden z ministrów w rządzie Tuska tłumaczy, że sprawa przeciągała się, bo prezydent chciał wymusić na Rosjanach oficjalne zaproszenie. - A to było niemożliwe - mówi. Jako że polski prezydent nie został zgodnie z protokołem dyplomatycznym zaproszony do Katynia przez rosyjskiego prezydenta, był w Rosji prywatnie.
"Udział prezydenta nie był traktowany jako wizyta w tym rozumieniu (...) - zeznała Małgorzata Łatkiewicz-Pawlak, zastępca dyrektora Protokołu Dyplomatycznego MSZ.
Czy to oznaczało, że Rosjanie mniej się przyłożyli do wizyty delegacji pod przewodnictwem Kaczyńskiego? Przecież także we wrześniu 2007 roku był w Katyniu z "prywatną wizytą". Podobnie jak wcześniej Aleksander Kwaśniewski i Lech Wałęsa. Tylko wtedy nikomu nic się nie stało i nie było potrzeby weryfikowania, czy te wizyty były gorzej przygotowane niż te oficjalne. Dziś trzeba to sprawdzić.
- Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie sprawdza, czy umniejszenie rangi wizyty prezydenta mogło i miało wpływ na bezpieczeństwo lotu z 10 kwietnia i na sposób zabezpieczenia lotniska pod Smoleńskiem - mówi "DGP" prokurator Maciej Kujawski z biura prasowego Prokuratury Generalnej.Do 3 lutego w oficjalnych rozmowach polsko-rosyjskich nie było mowy o rozdzieleniu wizyt prezydenta i premiera. Wtedy premier Władimir Putin zadzwonił do Tuska i zaprosił na obchody katyńskie. Dariusz Górczyński, naczelnik Wydziału Federacji Rosyjskiej w departamencie wschodnim MSZ, zeznał, że po tej rozmowie Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera uzgodnił ze swoim rosyjskim odpowiednikiem, że Putin przyjedzie do Katynia nie 10 a 7 kwietnia i tam się spotka z Tuskiem, bez Kaczyńskiego.
Jurij Titoew przekonywał też, że strona rosyjska zapewni Kaczyńskiemu przyjęcie odpowiednie dla głowy państwa - choć w ich kraju gościć będzie prywatnie. Czy rzeczywiście? Naczelnik Górczyński zeznał: "Nomenklatura rosyjska określa takie wizyty jako prywatne, co nie oznacza, że jest to wizyta niezgłoszona (...), a jedynie że strona rosyjska zapewnia transport, bezpieczeństwo i zakwaterowanie jedynie dla szefa delegacji, w tym wypadku dla prezydenta RP".
Nie dotyczyłoby to - przyjmując to rozumowanie - innych członków delegacji, np. marszałka Sejmu czy dowódców wojskowych.