Kreml nie zawaha się przed kontynuacją rozbioru Ukrainy, jeśli uda mu się oderwać Krym. Właśnie dlatego z punktu widzenia Kijowa precedens na półwyspie jest tak niebezpieczny. Jak mówią nasi rozmówcy, jeszcze przed referendum rząd Arsenija Jaceniuka rozważa opcję siłową. Nawet jeśli Krym jest stracony i nie uda się go odbić, chodzi o przetestowanie doktryny powstrzymywania, która nie pozwoli zbudować na południu Ukrainy sieci autonomicznych i ciążących w stronę Rosji miast.
Kreml nie może podsycać separatyzmów bez lojalnych elit. Oderwanie Krymu to dla Rosji wersja minimum. Już dziś widać, że w tym scenariuszu wszystko idzie w pożądanym kierunku. W Symferopolu działa parlament lojalny wobec wytycznych z Moskwy. W Sewastopolu, Teodozji, Kerczu i innych miastach zadomowiły się "zielone ludziki" – wojsko, do którego nie chce się przyznać Władimir Putin.
Cywilnym liderem jest Serhij Aksionow, który żąda od ukraińskich wojskowych składania przysiąg na wierność Krymowi. Aksionow to przywódca lokalnej Jedności Rosyjskiej, mającej ledwie trzy szable w 100-osobowym krymskim parlamencie, ale znanej z konsekwentnego nawoływania do zjednoczenia z Rosją. Dlatego to jego, a nie przedstawicieli lokalnej Partii Regionów (PR) Moskwa wyznaczyła na wykonawcę operacji oderwania Krymu.
Urodzony w 1972 r. w mołdawskich Bielcach Aksionow wywodzi się z półświatka. W latach 90. był brygadzistą jednego z miejscowych gangów, znanym pod pseudonimem „Goblin”. 27 lutego został premierem rządu krymskiego. Parlament w Symferopolu wybrał go pod lufami automatów „zielonych ludzików”, niezgodnie z procedurami, bez zgody Kijowa.
Rosjanie postawili na niego już w 2008 r. Wówczas do innej, kierowanej przez Aksionowa organizacji – Obywatelski Aktyw Krymu – zaczęły płynąć duże pieniądze ze Wschodu. Jakkolwiek oceniać Aksionowa, ukraińskiemu wymiarowi sprawiedliwości on i jego poglądy były znane od lat. Jednak dopiero 5 marca Służba Bezpieczeństwa została zobowiązana do jego aresztowania. Było już jednak na to za późno, krymska SBU wypowiedziała wcześniej posłuszeństwo centrali.
Partnerem Aksionowa jest przewodniczący krymskiego parlamentu i nieformalny lider lokalnej Partii Regionów Wołodymyr Konstantynow, najbogatszy mieszkaniec Krymu. Nasi rozmówcy zbliżeni do PR przekonują, że Konstantynow sonduje możliwość zajęcia ważnego stanowiska w centralnym aparacie partyjnym na planowanym na sobotę zjeździe ugrupowania. Sytuacja byłaby paradoksalna, bo w takim wypadku biznesmen biłby się o stanowisko w kraju, którego nie uznaje za swój.
Poważnym rywalem Konstantynowa w wyścigu do przywództwa w osieroconej przez Wiktora Janukowycza partii będzie Ołeksandr Jefremow. – To naturalny lider, szef klubu parlamentarnego. Ta partia jeszcze nie zginęła – mówiła nam dawna współpracowniczka eksprezydenta. Podstawowe pytanie brzmi, wobec której ze stolic Jefremow zachowa lojalność. Początkowo po upadku Janukowycza liderzy Partii Regionów dawali do zrozumienia, że choć niechętnie, to jednak uznają nowe porządki.
Po tym jak do gry wkroczył prezydent Rosji Władimir Putin, kolejne stwierdzenia przestały być jednoznaczne. Do tego stopnia, że asystent Jefremowa Arsen Klinczajew stanął na czele separatystów w Ługańsku. A Wadym Kołesnyczenko, inny szanowany na Krymie polityk PR, poparł planowane na niedzielę referendum. – Poprzez straszenie najazdem banderowców zupełnie pomieszali ludziom w głowach – mówi nam poseł partii UDAR z Krymu Ołeksandr Moczkow.
Na razie nie jest jednak jasne, jak regionałowie będą się zachowywać w najbliższych tygodniach. Otwarte poparcie dla separatystów jest ryzykowne, wróży kłopoty z prawem lub delegalizację partii. Także dlatego w poszukiwaniu antyukraińskich aktywistów Rosja sięga po postaci skompromitowane. Tak jak samozwańczy gubernator Doniecka Pawło Hubariew (aresztowany 6 marca przez SBU), wcześniej działacz neonazistowskiej Rosyjskiej Jedności Narodowej.
– Rosja gra na destabilizację całej Ukrainy. Najważniejszym zadaniem Jaceniuka jest zdobycie wsparcia finansowego. Bez tego kraj pogrąży się w gospodarczym chaosie, a na to tylko czekają potencjalni separatyści – mówi DGP politolog Ołeksij Harań.