"To standardowe postępowanie" - tłumaczy obecność śledczych na miejscu wczorajszej strzelaniny w okolicy warszawskiego ronda Wiatraczna rzeczniczka warszawskiej prokuratury Renata Mazur. "Stosujemy je po każdej strzelaninie" - dodaje. Prokuratorzy badają, czy policjanci kazali najpierw Gruszczyńskiemu się poddać, a dopiero potem strzelali.

Reklama

Inni funkcjonariusze sprawdzają, czy ktoś pomagał bandycie ukryć się i skąd miał 200 gramów trotylu. Ale według specjalistów, ten ślad nie jest dobry, bo nielegalne zdobycie w Polsce trotylu nie jest trudne.

Według policyjnego opisu wczorajszej akcji, funkcjonariusze, którzy zabili gangstera, nie powinni mieć żadnych problemów z prawem. Bo zabójca wyciągnął pistolet maszynowy i chciał ostrzelać ścigających go policjantów. Wtedy mundurowi otworzyli ogień. Gruszczyński zginął na miejscu.

Podczas wizji lokalnej policjanci odtworzyli, jak osaczyli gangstera. Jeden z nich grał dziś rolę "Gruchy". Funkcjonariusz - tak samo jak bandzior - stoi przy budce telefonicznej. "Stój, policja!" - słyszy. Rzuca się do ucieczki. Jednak po chwili sięga po broń...

Reklama

Przepisy wynikające m.in. z rozporządzenia z 2005 r. nakładają na policjantów obowiązek krzyknięcia przed użyciem broni: "policja", wezwania ściganego do rzucenia broni. Jeśli ścigany nie podporządkuje się, należy krzyknąć: "stój, bo strzelam".

Są jednak od tego wyjątki - sytuacje, z których wynika, że wszelka zwłoka groziłaby ranami lub śmiercią policjantów czy osób postronnych.