Zły knur Stalin

Kontekst decyzji Eliota jest jasny: w 1944 r. Amerykanie, Anglicy oraz towarzysz Stalin byli sojusznikami i najwyraźniej przyszły noblista dla tej historycznej przyjaźni postanowił nadwerężyć swoją reputację literacką. Z listu ujawnionego właśnie przez wdowę po nim Valerie Eliot wynika, że poeta zdawał sobie sprawę z mistrzostwa tekstu. Pisał do Orwella: "Nie mamy przekonania, że to jest punkt widzenia, z którego należy obecnie krytykować sytuację polityczną" oraz "Nie jestem pewien, czy są to rzeczy, które należy teraz mówić". Kręcił nosem na "trockistowskie" spojrzenie Orwella i oburzał się, że ten pokazał Stalina jako złego knura, a Trockiego jako znacznie lepszą świnię. Ale przyznawał: "utwór jest wybitny, opowieść zręcznie poprowadzona, trzymająca uwagę czytelnika przez cały czas, co niewielu się udało od czasu Gullivera".

Reklama

Eliot nie jest zresztą jedynym wydawcą, który odrzucił "Folwark" - a "Folwark" nie jest jedyną książką Orwella cenzurowaną przez brytyjskich wydawców. Powieści nie chciał także Victor Gollancz, wydawca wcześniejszych utworów Orwella, który zainspirował go do podróży po ubogich regionach Anglii Północnej i do napisania książki "Droga na molo w Wigan". Już wtedy okazało się, że autor "Roku 1984", choć lewicowy, nie był jednak lewicowy tak, jak trzeba, i wydawca uznał za stosowne opatrzyć utwór przedmową, która łagodziłaby niektóre sformułowania krytyczne wobec ruchu socjalistycznego.

Ale najbardziej Orwell podpadł komunistom podczas wojny w Hiszpanii, w której brał udział - wprawdzie po stronie republikańskiej, ale w robotniczej milicji antystalinowskiej POUM, która została zdelegalizowana jako "trockistowska", jej członkowie zaś zaczęli być z rozkazu Moskwy mordowani. Sam Orwell i jego żona musieli się wówczas ukrywać. Po ich powrocie do Wielkiej Brytanii wydawcy - w tym Gollancz - odrzucali teksty pisarza. Antystalinowskie poglądy wyrażone dobitnie w autobiograficznej książce "W hołdzie Katalonii" przysparzały mu kłopotów. Odrzucenie "Folwarku" było tylko dalszym ciągiem tego trendu. Zanim zrobił to Eliot, uczynili to już inni wydawcy. Książkę zgodził się wydać prestiżowy londyński wydawca Jonathan Cape - ale niedługo potem się rozmyślił, podobno za namową pracownika Ministerstwa Informacji, który okazał się sowieckim agentem. W końcu książka została wydana, rozpętała burzę, a kiedy przyszła zimna wojna, Orwell stał się klasykiem.

Reklama

Camus się zawstydził

Odrzucenia z powodu prosowieckiej cenzury w tzw. wolnym świecie zdarzały się też polskim pisarzom. W 1956 r. paryskie wydawnictwo Gallimard nie zdecydowało się na wydanie "Innego świata" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, ponieważ książka ujawniała istnienie obozów koncentracyjnych w ZSRR - choć wprost tego nikt nie powiedział. O decyzji powiadomił Herlinga zawstydzony Albert Camus, który był lektorem Gallimarda i który o "Innym świecie" wyrażał się z entuzjazmem, uważając, że książka powinna się ukazać po francusku. Trzeba było jednak na to czekać aż 30 lat, do 1985 r.

Regularnie odrzucane przez wydawnictwa niemieckie i amerykańskie są też książki Józefa Mackiewicza. W 2001 r. wydawnictwo Suhrkampf nie zdecydowało się na edycję powieści "Nie trzeba głośno mówić", której obszerne fragmenty przełożył na niemiecki znany pisarz austriacki Martin Pollack. - Choć odpowiedź głosiła, że publikacja książki byłaby dziś trudna, ponieważ temat dotyczy II wojny światowej i ma formę paradokumentalną - co przecież dziś wydawcy uważają raczej za zaletę niż wadę - to niewątpliwie chodziło o naruszenie przez Mackiewicza poprawności politycznej - mówi Włodzimierz Bolecki, specjalista od twórczości Mackiewicza. Tematem "Nie trzeba głośno mówić" jest bowiem sowiecko-niemiecka okupacja na wschodnich terenach II Rzeczypospolitej, po ataku III Rzeszy na ZSRR w 1941 r. Książka, oparta na setkach dokumentów, jest literacką encyklopedią wiedzy o tych wydarzeniach. Ale Mackiewicz złamał w swej powieści oficjalny biało-czarny schemat interpretacji historii. Pokazał, że dla narodów wschodnioeuropejskich bolszewicy byli takimi samymi okupantami jak Niemcy, że Niemcy - których ludność na tamtych terenach witała w 1941 r. jak wyzwolicieli - kontynuowali potworności okupacji sowieckiej.

Reklama

Masturbacja na indeksie

Oczywiście cenzura wolnego świata odrzucała też książki z powodów obyczajowych. Na wydanie "Lolity" w USA nie zdecydowało się czterech wydawców, aż w końcu powieść została opublikowana w 1955 r. w Paryżu. Po krótkiej prasowej wymianie zdań pomiędzy pisarzem Grahamem Greenem ("jedna z najlepszych książek ostatniego roku") i redaktorem londyńskiej gazety "Sunday Express" ("najbrudniejsza książka, jaką kiedykolwiek czytałem"), powieść została w Wielkiej Brytanii wciągnięta na indeks i była rekwirowana na granicy. Niebawem to samo postanowiła zrobić Francja. Dopiero wydanie w Ameryce w 1958 r. przeszło bez reperkusji policyjnych.

Jak wiadomo, również James Joyce musiał wydać "Ulissesa" we Francji, ponieważ fragmenty drukowane w brytyjskim piśmie literackim wywołały wściekłość cenzorów z powodu scen masturbacji oraz brudnych myśli bohaterów. Powieść wydała w 1922 r. paryska księgarnia Shakespeare and Company, a egzemplarze przemycano do Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, gdzie dzieło również zostało zabronione. W końcu w 1933 r. proces "USA przeciw pewnej książce zatytułowanej »Ulisses« zakończył się triumfem tej ostatniej". I wcześniej Joyce nie miał szczęścia, bo jego wczesny zbiór opowiadań "Dublińczycy" został odrzucony aż 22 razy, zanim w 1914 r. znalazł wydawcę. Takie odrzucenia arcydzieł przez gapowatych redaktorów zdarzyły się nieraz w historii.

W Polsce niechlubna gafa przytrafiła się Aleksandrowi Watowi, który był doradcą literackim w oficynie Gebethner i Wolff, kiedy niejaki Witold Gombrowicz przesłał tam swoją powieść "Ferdydurke". Kto jak kto, ale autor "Mopsożelaznego piecyka" powinien być wrażliwy na nowatorstwo Gombrowicza. Wat jednak nie dostrzegł w maszynopisie arcydzieła. Tłumaczył się potem z tej kuriozalnej decyzji Czesławowi Miłoszowi w "Moim wieku", mówiąc, że wprawdzie polecił książkę do wydania, ale nie był do niej przekonany, więc ostatecznie do publikacji nie doprowadził.

Takie historie to oczywiście przedmiot koszmarów nocnych wydawców - ale i nadzieja zapoznanych poetów i pisarzy, którzy mogą liczyć, że są po prostu Joyce’em na początku kariery.