Lucyna i Władysław Protasiukowie od zawsze wiedzieli, że niebo może zabrać im ukochane dziecko. Ale nie mieli serca odmawiać mu szkoły lotniczej, o której tak marzył. Teraz mierzą się z nieopisanym bólem... Kapitan Arkadiusz Protasiuk zostawił też żonę i osierocił dwójkę dzieci - 7-letniego syna i 3,5-roczną córeczkę.

Reklama

Kapitan Protasiuk dorastał w Olkuszu (woj. małopolskie). "Pamiętam jak chcieliśmy, żeby poszedł do technikum elektrycznego, bo był dobry z matematyki. Ale Aruś wybrał latanie, bo to pokochał. Był tam prymusem - mówi ze łzami matka pilota. Skończył potem Wyższą Szkołę Oficerską w Dęblinie. Niemal od razu trafił do 36 Pułku Lotnictwa Specjalnego. Latał z najważniejszymi osobami w Polsce od 13 lat. Dobrze znał większość swoich pasażerów. A z prezydentem Ryszardem Kaczorowskim mówili sobie nawet po imieniu...

Ostatni raz Protasiukowie rozmawiali z synem w piątek po południu. "Powiedział jak zawsze: trzymaj się mamo, papa" - przywołuje wspomnienia pani Lucyna.

O tragedii dowiedzieli się z telewizji. Nie do końca wiedzieli, czy na pewno to ich syn pilotował Tu-154. Zadzwonili wtedy do żony Arka, Magdaleny, by dowiedzieć się czegoś więcej. Ale telefon synowej nie odpowiadał. "Madzia już wtedy musiała wiedzieć. Nam o tragedii powiedział młodszy syn Krzyś" - łka matka.

Bliscy nie potrafią pogodzić się ze śmiercią syna. Ból zadają im ci, które oskarżają pilota o tragedię. "On przecież doskonale znał rosyjski. Gdy 7 kwietnia wraz z innym oficerem pilotował samolot z premierem Donaldem Tuskiem, to on był odpowiedzialny za bezpośrednie kontakty z rosyjskim kontrolerem lotów. Był odpowiedzialny, doświadczony, wylatał 1930 godzin" - mówi ojciec w rozpaczy.

Nie raz się o niego bał, bo kłopoty związane ze stanem technicznym rządowej maszyny nie były tajemnicą w domu Protasiuków. Pan Władysław pamięta jak Arek opowiadał o problemach z samolotem w trakcie misji ratunkowej na Haiti. Teraz spełnił się jego czarny sen, ukochany syn pilot zginął w przestworzach. Ból rozdziera im serca bliskich, ale nie żałują że, pokochał niebo. "Był szczęśliwy. Jesteśmy dumni z syna" - mówią przez łzy.

>>> Prezydent nie bał się latać tupolewem