Trudno byłoby znaleźć kogoś, kto nie kojarzy nazwiska profesora Witolda Kieżuna i słynnej fotografii młodego Powstańca obwieszonego zdobyczną, niemiecką bronią. Znane jest bohaterstwo „Wypada” (taki pseudonim zyskał po słynnej akcji, w czasie której sam wziął do niewoli kilkunastu Niemców), za które od koniec Powstania, 23 września 1944 r. gen. Bór-Komorowski odznaczył go Orderem Virtuti Militari. W 1945 r. uwięziony przez nową władzę znalazł się w krakowskim więzieniu na Montelupich, stamtąd został wywieziony do sowieckiego łagru na obrzeżach pustyni Kara-kum. Przeszedł najcięższe choroby w tym śmiertelną beri-beri. Przeżył. Na mocy amnestii z 1946 r., wrócił do kraju. Po wojnie zajmował się ekonomią, zdobywając uznanie na arenie międzynarodowej. Jeszcze mając ponad 90 lat prowadził wykłady na zagranicznych uczelniach. Człowiek o nieprzeciętnej inteligencji, umiejętnościach i bardzo silnym charakterze – taka zostanie po nim pamięć.

Reklama

Wrażliwość wyniesiona z domu

Mało kto wie, że ten twardy mężczyzna miał duszę artysty, był kompozytorem wielu utworów muzyki fortepianowej i autorem wzruszających nowel. Miłość do literatury i muzyki wyniósł z rodzinnego domu. Towarzyszyły mu nawet w najtrudniejszych okresach życia.
Urodził się 6 lutego 1922 r., w rodzinie znanego wileńskiego lekarza Witolda Kieżuna. Matka Leokadia Kieżun z d. Bokun, była dentystką, ze względu na słabe zdrowie młodszego syna Witolda, zrezygnowała z pracy i zajęła się jego wychowaniem. Wpoiła mu miłość do Ojczyzny, sztuki i ludzi. Ze łzami w oczach wspominał pierwsze lekcje patriotyzmu – wierszyk Władysława Bełzy „Katechizm polskiego dziecka”. Wymawiane przez matkę słowo „Polska” brzmiało jak największa świętość.
– Wcześnie nauczyłem się czytać, pierwsze samodzielnie przeczytane pozycje to: „Pan Tadeusz” i „Trylogia”, którą dostałem na urodziny. Wyjątkowe lektura, które już wtedy wywoływały we mnie ogromne emocje, przez całe życie wielokrotnie do nich wracałem i zawsze podobnie przeżywałem – wspominał.

Z Wilna do Warszawy

W kwietniu 1930 r. niespodziewanie zmarł jego starszy brat, ojciec bardzo przeżył tę śmierć i sam odszedł kilka miesięcy później. Zakończyło się beztroskie i szczęśliwe dzieciństwo Witka. Po tych najpiękniejszych latach zostało wspomnienie szczęśliwej rodziny siadającej przy wspólnym stole, dzielącej się chlebem i przeżyciami. Na zawsze w jego sercu i pamięci pozostały słowa ojca: „Pamiętaj, prawdziwy mężczyzna nigdy nie łamie przysięgi”.
Leokadia Kieżun zdecydowała się przeprowadzić z Wilna do Warszawy, nie chciała, żeby jej jedyny syn żył w cieniu zmarłych.
– Jeszcze nie miałem skończonych dziesięciu lat, wyjazd z Wilna przerażał mnie. Żal było dobrze znanych miejsc, pozostawionych przyjaciół, rodziny. Wtedy nie zastanawiałem się, czy przyzwyczaję się do nowego miejsca, raczej wierzyłem, że wrócimy do siebie, do Wilna – wspominał.
Zamieszkali na Żoliborzu… – Jakoś tak naturalnie wrosłem w Warszawę, stała się moim domem, o który walczyłem i do którego wracałem ze wszystkich podróży – opowiadał autorce.
W lutym 1932 r. Witold kończył 10 lat, były to jedne z najsmutniejszych urodzin, pierwsze bez ojca i brata, daleko od Wilna, miejsca będącego dotąd bezpieczną przystanią. Matka znając jego ogromne zamiłowanie do muzyki, zrobiła mu wyjątkowy prezent…
– W Warszawie odbywał się drugi Międzynarodowy Konkurs Chopinowski. Matka zabierała mnie na koncerty, wiedząc, że pozwoli mi to choć na krótko zapomnieć o przeżywanym dramacie. Pod koniec marca odbył się koncert finałowy, dwóch laureatów miało tę samą liczbę punktów, zwycięzcę wybrano w drodze losowania – ostateczne wyniki podano dopiero nad ranem. Następnego dnia nie poszedłem do szkoły, mama napisała mi usprawiedliwienie. Zupełnie niepotrzebnie obawiałem się reakcji nauczyciela, bo sam będąc wielbicielem muzyki Chopina, doskonale mnie rozumiał”.

Chopin w konspiracji

Witold Kieżun marzył o karierze pianisty. Pobierał lekcje gry. Nauczyciele wróżyli mu wielką karierę, dlatego naukę kontynuował jeszcze w czasie okupacji, wierząc, że po wojnie weźmie udział w konkursie chopinowskim.
Działalność konspiracyjna, tajne studia, konieczność pracy zarobkowej uniemożliwiły systematyczne ćwiczenia. Przez kilka miesięcy muzyka stała się dla niego źródłem utrzymania. Na Żoliborzu w kawiarni Solmare, między 18 a 20 grał lekką, popularną muzykę. Po zamknięciu lokalu, kiedy zostawali stali bywalcy, ludzie zaufani, zapraszani przez właścicielkę, grał to co zakazane – najczęściej Chopina.
– Przed wojną marzyłem o pełnej sali koncertowej, o wielkich brawach i owacjach. W czasie okupacji cieszyła garstka słuchaczy, która decydując się przyjść na ten koncert mogła zapłacić największą cenę – stracić życie.
W czasie Powstania został ranny w rękę, to ostatecznie zniszczyło resztki marzeń o karierze pianisty, ale miłość do muzyki pozostała na zawsze. Bardzo chętnie grał dla siebie i rodziny oraz komponował. Z różnych okresów jego życia pozostało kilkadziesiąt utworów.
Witold Kieżun zamarł 12 czerwca 2021 r. w wieku 99 lat.
Zdjęcia z prywatnego archiwum autorki