Leszek Miller jr. zmarł pod koniec sierpnia. Prokurator Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie poinformował wówczas PAP, że wstępne ustalenia wskazują na to, że syn byłego premiera popełnił samobójstwo.

Reklama

Miller w wywiadzie dla RMF FM odniósł się do publikacji dziennika "Fakt" zatytułowanej "Ojciec wybrał politykę, a syn sznur". W artykule podkreślono, że "depresja, problem z alkoholem i rozpad małżeństwa zabiło jedynego syna Leszka Millera". Publikacja ta spotkała się z falą krytyki w mediach, po której do dymisji podał się red. naczelny dziennika Robert Feluś.

Były premier zapowiedział w ubiegłym tygodniu skierowanie pozwu sądowego przeciwko wydawcy i redaktorowi naczelnemu dziennika "Fakt" w związku "z rażącym naruszeniem" dóbr osobistych jego i jego najbliższej rodziny.

- Dzisiaj moi prawnicy złożą stosowny wniosek do redakcji "Faktu" i będziemy czekać na reakcje - powiedział w wywiadzie dla RMF FM Miller. Jak dodał, domaga się przeprosin na pierwszej stronie gazety oraz zadośćuczynienia materialnego.

- Wszystkie moje wcześniejsze zapowiedzi są spełniane. Uważam, że nie można tego pominąć milczeniem. Dymisja redaktora naczelnego "Faktu", jak rozumiem wymuszona reakcją opinii publicznej, środowisk dziennikarskich, nie kończy tego procesu. Myślę, że nie tylko mnie interesuje, jak to się mogło stać - powiedział.

Były premier poinformował, że w poniedziałek wysłał też list do przewodniczącego zarządu Axel Springer w Berlinie Mathiasa Doepfnera. - (W liście) opisuje tę sytuację i mówię mu, że według mnie powinien zwrócić uwagę na to, co się dzieje w polskim "Fakcie", gdzie staram się oddać moje uczucia w tej sprawie. Ale przede wszystkim zachęcam pana Doepfnera, żeby podjął działania, które doprowadzą do tego, że tego rodzaju sytuacja już się nigdy nie powtórzy - powiedział.

Miller w wywiadzie podziękował także za wyrazy wsparcia, które otrzymał po śmierci syna. - Odebrałem tysiące wyrazów nie tylko współczucia, ale i pociechy i solidarności także ze strony ludzi, co do których bym się nie spodziewał takich gestów. Krzepiące o tyle, że przynajmniej w takich momentach uprzedzenia polityczne, walka polityczna schodzi na dalszy plan - powiedział.

Reklama

- Dwa telefony zrobiły na mnie największe wrażenie. Po pierwsze, kiedy zadzwonił kard. Konrad Krajewski z Watykanu, jałmużnik papieża i starał się dodać nam otuchy. (...) Drugi telefon to Marian Krzaklewski, z którym nie widziałem się od lat, a pod koniec lat 90. żeśmy ostro się zwalczali - powiedział.

Miller przyznał, że o śmierci syna dowiedział się na wakacjach w Grecji, które spędzał z żoną i wnuczką. - Pożegnaliśmy się z synem nie przeczuwając niczego i otrzymałem telefon, że syn nie żyje - powiedział.

- Kolejność powinna być odwrotna, to dzieci powinny grzebać swoich rodziców. A jeżeli jest odwrotnie, to oprócz poczucia niesprawiedliwości jest poczucie krzywdy. A w moim przypadku, kiedy śmierć nastąpiła w dramatycznych okolicznościach, jest też takie dręczące pytanie, dlaczego to się stało. Ja i moja żona mamy świadomość, że to pytanie będzie nam towarzyszyć do końca życia - zaznaczył były premier.

Pytany, czy w takiej sytuacji pojawia się pytanie, czy można było temu zapobiec, odpowiedział, że "zawsze wraca się myślą do rozmaitych zdarzeń, do różnych zdawałoby się z pozoru nic nie znaczących słów, incydentów". - Razem z żoną wiemy, że nigdy się od tego nie uwolnimy, od tego pytania, dlaczego tak się stało - podkreślił.