Pracownicy mogli odbudować ten średniowieczny okręt dzięki jednej z fundacji, która wysupłała dwa miliony duńskich koron (ok. miliona zł). Drakkar, ochrzczony jako "Morski Ogier", odbudowano praktycznie od podstaw, przy użyciu tych samych technik i narzędzi, jakie dostępne były przed wiekami. Ma 30 metrów długości, cztery metry szerokości i napędza go 60 wioseł. Na pokład może wejść stu wikingów.

Załogę "Morskiego Ogiera" stworzą pracownicy muzeum, a także ochotnicy, którzy zechcą poczuć się prawdziwymi wikingami. Patronat nad wyprawą objął duński następca tronu, książę Frederik. Ciekawe tylko, czy nie zechce - wzorem swych odległych przodków - także wyruszyć na wyprawę. Tylko że tym razem okręt nie wróci wyładowany skarbami.

Drakkary były jednymi z najlepszych okrętów budowanych we wczesnym średniowieczu. Doskonale radziły sobie ze złymi warunkami na morzach, a ich niskie zanurzenie pozwalało płynąć w górę rzek. Dzięki temu wikingowie mogli zaatakować miasta w głębi Francji czy Anglii. Zwykle lądowali niedaleko grodu i napadali na mieszkańców. Łapali niewolników i grabili kosztowności. Kto stanął im na drodze, ten ginął. A dzięki szybkości drakkarów po napadzie wojownicy znikali w mgnieniu oka.