Akcja jednej z moich ulubionych polskich serii kryminalnych nie rozgrywa się w Polsce, lecz w czasach starożytnych, a ściślej: w V w. przed naszą erą, w Atenach, nad Morzem Czarnym i w Etrurii. Mam na myśli trzytomowy cykl Jakuba Szamałka o Leocharesie, detektywie, czy może raczej „człowieku od rozwiązywania problemów” możnych zleceniodawców. Trylogia („Kiedy Atena odwraca wzrok”, „Morze Niegościnne”, „Czytanie z kości”), która ukazywała się w latach 2011-2015, miała - prócz zgrabnych intryg, niewymuszonego poczucia humoru i odświeżającego braku językowej stylizacji - walor historycznego autentyzmu (oczywiście w granicach konwencji pop).