Denerwujące jest już chociażby to, że ktoś kiedyś uznał, że skoro na karcie pamięci w aparacie fotograficznym można zapisać kopię jego dzieła (potencjalnie i teoretycznie), to muszę mu za tę potencjalną możliwość płacić, nawet gdybym nośnik ten wykorzystywał wyłącznie do utrwalania wygłupów rodziny i z niczyich praw autorskich, poza swoimi własnymi, nigdy nie korzystał. A na opłatach na rzecz instytucji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi lista opłat się nie kończy. Przeciwnie. Lista ta nadal się wydłuża. Teraz miałaby dojść do niej opłata na rzecz Narodowego Instytutu Audiowizualnego.
Dodatkowego smaczku całej historii dodaje to, że dopiero po doliczeniu wszystkich tych opłat naliczane są podatki (sprzedawcy opłaty wliczają w cenę). A to oznacza, że od opłat takich jak wnoszone na rzecz twórców czy ucyfrowienie (digitalizację) archiwalnych nagrań, trzeba jeszcze zapłacić VAT. W ten sposób bez skrupułów i w majestacie prawa jesteśmy okradani. Wszystko po małym kawałku, po cichu i z niewinną miną. Na domiar złego przez państwo. Państwo, które powinno nas chronić.