Grzegorz Osiecki: Do Polski przyjeżdża przewodniczący Rady Europejskiej Herman van Rompuy. To on dzisiaj rządzi Wspólnotą, czy szef Komisji Jose Manuel Barroso?
Mikołaj Dowgielewicz: Obaj mają swoją rolę do odegrania. Liczymy, że przewodniczący Van Rompuy będzie liderem, który będzie nadawał ton posiedzeniom Rady Europejskiej, a więc regularnym spotkaniom szefów unijnych państw i rządów.
Pierwszy nazywany jest unijnym prezydentem. Drugi jest swego rodzaju premierem. Nie boi się pan ich konkurowania, takiej unijnej walki o krzesło?
Komisja ma swoje uprawnienia, a Rada swoje. Każdy musi odnaleźć swoje miejsce w tym nowym układzie.
Van Rompuy się odnalazł? Gdy został wybrany komentowano, że to został szefem Rady, bo nikomu nie będzie przeszkadzał.
Jego rola się krystalizuje. Ale myślę, że od początku przez swoje działania i wypowiedzi pokazuje, że nie chce być malowanym przewodniczącym. Chce by to Rada miała pierwszoplanowe znaczenie. By była strategicznym forum unijnej dyskusji. Takie przekonanie podziela też premier Donald Tusk.
Wierzy pan, że będzie w stanie narzucić ton dyskusji unijnym premierom?
Nie chodzi o to, by narzucał ton, ale by identyfikował najważniejsze wyzwania, które stoją przed Unią i był w stanie doprowadzić do podjęcia decyzji. Już w tej chwili pokazuje, jak to ma wyglądać. Na 11 lutego został zwołany szczyt, na którym mamy się zająć strategią gospodarczą, w tym sposobami wyjścia z kryzysu, a także rachunkiem sumienia po klimatycznej konferencji w Kopenhadze.
A czy van Rompuy nam sprzyja w sprawach klimatycznych? Też chce, by Unia nie wychodziła przed szereg w sprawach zobowiązań klimatycznych?
To się okaże po dzisiejszych rozmowach z premierem. Nie znam jego wypowiedzi w tej sprawie i nie będę spekulował. Ale widzę, że nasz pogląd, iż Unia powinna być bardziej asertywna i bardziej dbać o własne interesy w tych globalnych negocjacjach, znajduje coraz więcej poparcia.
>>>Czytaj dalej>>>
A liczymy też na wsparcie van Rompuya w sprawach nowej unijnej strategi strategii gospodarczej?
Chcielibyśmy takiego wsparcia. Bo nam zależy, by ta strategia realizowała nie tylko postulaty rozwojowe takich krajów jak Dania czy Wielka Brytania, ale też takich krajów jak Polska, dla których podstawowym celem jest nadrobienie zaległości do starych państw UE.
Ale jak to rozwiązać takie rozbieżności? W tamtych krajach jest nacisk na zielone technologie, a u nas na budowę dróg.
My chcemy, żeby ta strategia zezwalała na podejście krajowe, w ramach którego każdy mógłby realizować własne cele. Dla nas najważniejsze są kwestie dotyczące rozwoju wspólnego rynku, czyli liberalizacji usług. Bo nie ma co kryć, że dzięki eksportowi nasza gospodarka zyskuje. Drugi cel to szybka budowa infrastruktury, bo to kluczowe dla naszego rozwoju. Chcemy także, by ta strategia Unii była związana ze zwiększoną mobilnością pracownika czy rozwojem kapitału ludzkiego. Zależy też nam na tym, by zakopać przepaść jeśli chodzi o różnice rozwoju między starą a nową Europą.
Na ile możemy w tym liczyć na poparcie prezydenta Unii?
Strategia powinna być znana w czerwcu. Jestem optymistą w tej sprawie. Myślę, że van Rompuy będzie miał w Polsce i polskim premierze bliskiego partnera, któremu zależy na rozwoju UE. Nie zapominajmy też, że za 500 dni zaczyna się polska prezydencja w Unii. W związku z tym polski rząd i Van Rompuy muszą blisko współpracować, by ta prezydencja się powiodła.
A co jest dla nas teraz ważniejsze: unijna strategia wzrostu czy prezydencja?
Obie sprawy są równie ważne. Bo taka jest już unijna specyfika, że nie można sobie odpuścić teraz, by potem do jakiejś sprawy wrócić, bo potem może być za późno. Musimy być zmobilizowani cały czas.
Nie obawia się pan rywalizacji z van Rompuyem przy okazji prezydencji?
Sukces może być tylko wspólny i porażka też wspólna. Dlatego z naszej strony jest wola pełnej współpracy z Van Rompuyem w przygotowaniu naszej prezydencji.
*Mikołaj Dowgielewicz - wiceminister spraw zagranicznych, sekretarz stanu do spraw europejskich