Polska polityka pełna jest symboliki, ta zaś działa na nas w sposób trudny do przewidzenia. Jarosław Kaczyński kilkakrotnie już sygnalizował, że ma do zrealizowania misję, której nie zdążył wypełnić jego zmarły brat. Tę misję można nazwać politycznym testamentem Lecha Kaczyńskiego.
Dziś można z pewnym prawdopodobieństwem stwierdzić, że będzie druga tura wyborów prezydenckich. Dowód? Jarosław Kaczyński miał dotąd spory elektorat negatywny. Tymczasem pierwsze wyniki sondażowe, jeszcze sprzed kilku dni, dotyczące zarówno jego osoby, jak i samego PiS, pokazują w obu przypadkach wzrost poparcia. Utrzymanie tej tendencji będzie oznaczać, że walka o prezydenturę raczej nie skończy się na pierwszej turze.
Przeterminowane ustalenia
Katastrofa pod Smoleńskiem stworzyła całkowicie nową sytuację, korygując zakładany przebieg kampanii wyborczej, w której dominującą rolę odgrywać miał marszałek Komorowski. Skoro więc za sprawą tragicznych wydarzeń pojawiają się niebrani uprzednio pod uwagę dwaj nowi kandydaci z grona najważniejszych partii opozycyjnych, notabene ich liderzy, winno to zmusić Platformę do wnikliwej autorefleksji na temat powziętych ustaleń. W aktualnych warunkach walka o prezydenturę może przybrać kształt pojedynku politycznego, w którym liczy się determinacja i charyzma. Obie te cechy ma z pewnością Jarosław Kaczyński, ale trudno je znaleźć u Komorowskiego. Musi je zademonstrować także Grzegorz Napieralski, jeśli chce osiągnąć taki wynik, by utrzymać przywództwo w SLD. Ale największy dylemat ma tu z pewnością PO i dlatego - z uwagi na powyższe przesłanki - powinna była raz jeszcze rozważyć kandydaturę Donalda Tuska. Tylko on bowiem wcześniej dawał gwarancję wygranej z Lechem Kaczyńskim w pierwszej turze. Podobną gwarancję dawałby jako kandydat PO w konfrontacji z Jarosławem Kaczyńskim. On również zawsze wykazywał skuteczność w odpieraniu ataków na rządzącą partię, których za chwilę z pewnością będziemy świadkami.
czytaj dalej >>>
Ryzyko prezesa PiS
Jarosław Kaczyński ma świadomość, że ubiegając się o urząd prezydenta, wiele ryzykuje. Jeśli uzyska wynik podobny lub nawet nieznacznie lepszy od ostatniego sondażowego wyniku swojego brata, będzie to oznaczało jego porażkę. Włącznie z podważeniem przywództwa we własnej partii. Mogłoby to dopomóc, aczkolwiek trudno byłoby tu wytyczyć precyzyjną perspektywę czasową, w urośnięciu w siłę młodszej grupie polityków, dla których uprawiany w niej styl przywództwa oraz apel wyborczy mogą się wydawać nieskuteczne.
Co byłoby z kolei sukcesem dla prezesa PiS? Każdy wynik w wyborach znacząco lepszy od sondażowo przewidywanego dla Lecha Kaczyńskiego, z pewnością na poziomie nie mniejszym aniżeli 30 proc. ogółu głosujących. Byłby to dlań dodatkowy bodziec do umacniania swojego zaplecza politycznego na dotychczasowych zasadach. W konsekwencji nawet po przegranych, ale w dobrym stylu, wyborach prezydenckich Jarosław Kaczyński mógłby skupić się na przygotowaniu Prawa i Sprawiedliwości do przyszłych wyborów parlamentarnych. Musiałby jednak dokonać autokorekty własnych błędów, które popełnił wkrótce po przegranych przez PiS wyborach jesienią 2007 roku.
Kandydaci drugiego planu
Ale warto jednocześnie pamiętać, że dobrym kandydatem PiS byłby także Zbigniew Ziobro. I to ze względu na swój zasobny matecznik polityczny, czyli Kraków. To on wciąż pozostaje głównym reprezentantem młodszej części polityków tej partii. Gdyby kandydował i uzyskał wynik lepszy od sondażowych wyników poprzedniego prezydenta, wówczas Jarosław Kaczyński znalazłby się w nie lada kłopocie. Oznaczałoby to, że stosunkowo młody polityk mógłby ubiegać się nie tylko o przywództwo w PiS, ale też stać się nowym liderem narodowo- prawicowej części społeczeństwa.
Rywalizacja o urząd prezydenta w przypadku PSL i SLD będzie walką o przetrwanie. Choć w nieco innym wymiarze. Grzegorz Napieralski walczy przede wszystkim o potwierdzenie swojego prawa do pozycji lidera we własnej partii - włącznie z jej programowym przesłaniem - neutralizując w ten sposób opinie sceptyków. Z kolei Waldemar Pawlak przyjmuje na siebie trudną misję rewitalizacji słabnącej sondażowo pozycji PSL. Jego dobry wynik dopomógłby ludowcom w spokojnym przygotowaniu taktyki na najbliższe wybory samorządowe, a później parlamentarne.
Autor jest profesorem nauk politycznych, wykładowcą Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej oraz Uniwersytetu Warszawskiego