To z pozoru uczciwy układ: szef rządu już na starcie prac gabinetu deklaruje, że za kilka miesięcy dokona oceny każdego ministra. Wyznacza nawet termin: sierpień. Co jakiś czas Donald Tusk przypomina o tym szefom resortów - na posiedzeniach rządu, podczas spotkań w cztery oczy, wreszcie publicznie. Podobnie robi druga najważniejsza osoba w rządzie - wicepremier Grzegorz Schetyna, który wczoraj w wywiadzie dla DZIENNIKA nie zaprzeczył wymienianym przez nas kandydaturom do zmiany.

Reklama

A jednak jest w tym wszystkim coś niepokojącego. Coś, co wymyka się z rąk przy próbie oceny zasadności planowanej rekonstrukcji. To brak kryterium oceny. Bo oto z jednej strony baty zbierają politycy nadaktywni, podejmujący działania nie do końca przemyślane i niekonsultowane z politycznym zapleczem, jak minister edukacji Katarzyna Hall czy minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka. A z drugiej ci, których zdaniem pewnych polityków PO równie dobrze mogłoby nie być - jak szef resortu infrastruktury Cezary Grabarczyk i ochrony środowiska Maciej Nowicki.

Każdy z nich mówi pewnie premierowi Tuskowi to samo: panie premierze, ale czego pan właściwie ode mnie oczekuje? Każdemu premier odpowiada pewnie słowami Schetyny: dobrego rządzenia. A więc inicjatywy i zmian, ale bez konfliktów, nie mówiąc już o rewolucji.

Kłopot w tym, że mało kto wie, co te słowa oznaczają. Szef MSWiA pewnie tak, bo ma polityczną siłę, i dlatego jest w stanie po cichu i bez bieżących konsultacji z premierem szykować dokończenie reformy samorządowej. Ale skąd minister Hall ma właściwie wiedzieć, jakiej polityki oczekuje od niej premier? Albo minister Nowicki? Albo każdy inny?

Reklama

Niestety, ale przy wszystkich atutach poszczególnych ministrów i samego premiera trudno znaleźć mapę drogową, która by na te pytania odpowiadała choć w ogólnym zarysie. A to z kolei skazuje ministrów na błądzenie po polu minowym: spodoba się czy nie? Pochwali czy skrytykuje? Chce świętego spokoju czy świetnego planu?

Tylko premier Donald Tusk może odpowiedzieć na te pytania. Nie musi wchodzić w szczegóły, ale już na przykład dylemat, czy równamy w prawach i dostępie do publicznych pieniędzy uczelnie państwowe z prywatnymi to on musi rozstrzygnąć. Podobnie jak to, na ile realny jest plan budowy autostrad i czy wskazany przez niego człowiek ma w sobie siłę tarana, czy tylko zdolność do robienia przez całe miesiące dobrego wrażenia? Tak samo z edukacją podstawową, gimnazjalną i licealną: czy szkoła uczy za dużo i należy jeszcze luzować rygory, w tym ograniczać kształcenie ogólne w liceum, czy też utrzymać poziom, by nie zepsuć tego, co działa? I tak dalej, i tym podobnie. Bez takich wskazówek na jednej rekonstrukcji się nie skończy. Ale to mniej ważne. Bez takiej mapy ten rząd daleko nie zajedzie.