A kiedy nawet wicenaczelna DZIENNIKA podejrzewa, że o 15.00 to ja pewnie zwlekam się z łóżka, zaczynam się zastanawiać, czy ze mną wszystko w porządku. Bo przecież widzę na okładkach pism tych wspaniałych tatusiów, którzy poświęcają się wychowaniu swych pociech, a których jednocześnie oglądam na zdjęciach ze wszystkich możliwych przyjęć, imprez, promocji. Jak oni mają na to czas?! A może to ja jestem niezorganizowany? Fakt, pół godziny wieczornego czytania dzieciom rzadko trwa u mnie krócej niż dwadzieścia minut, a i moje panny nie dadzą się wykpić godzinnym spacerkiem – trzeba siedzieć na placu zabaw do oporu. Wiem, są jeszcze noce, ale u nas w domu dzień zaczyna się przed szóstą… Cóż więc robić - nawet alkoholizować muszę się samotnie przed telewizorem.

Reklama

Pociesza mnie jedynie, że kobiety mają jeszcze gorzej. Kupi taka trzydziestolatka pismo dla niej i już wie, że powinna właśnie kończyć trzeci fakultet, mieć wspaniałą pracę, wysportowaną codziennym joggingiem sylwetkę, a na weekendy musi jeździć do Davos. Do tego dwójka pogodnych pociech (chyba że czyta „Wysokie Obcasy”, wtedy powinna sobie zrobić pogodną aborcję i zamieszkać z własną psychoterapeutką), mini morris i plan minimum wykonany. Jeśli trzydziestolatka z przepracowania na jednym etacie i przy jednym dziecku pada na twarz i zamiast czytać, ogląda telewizję dla pań, też nie ucieknie od bezcennych rad, po których powinna pociąć wszystkie swoje ciuchy i wyrzucić stare kosmetyki bez „ultranowoczesnej formuły plus”.

Najlepsza z moich żon twierdzi ku mojemu przerażeniu, że kobiety, a zwłaszcza Polki, tymi wszystkimi idiotycznymi radami się przejmują. Wyjątkiem z pewnością jest Nigella Lawson (taka Angielka od gotowania, za którą szaleje połowa Brytoli), z którą autor tego felietonu odczuwa nie tyle podobieństwo dusz, ile kubków smakowych. Nigella, niepomna rad personalnych doradców od szczęścia i wagi, budzi się w nocy i przyrządza waniliowe tosty z dżemem truskawkowym. I nie ma z tego powodu wyrzutów sumienia! A przecież gdyby chciała to spalić, musiałaby biegać do jesieni 2011 roku. Ale nie chce. I za to ją kocham. Ja i duma, którą obrastam.