W ostatnich tygodniach Lech Kaczyński radykalnie zmienił swój wizerunek. Nie chodzi tylko o to, że prezydent stał się bardziej otwarty na media i udziela wywiadów, z których dowiadujemy się, że nikt inny a właśnie on rządził od początku kadencji polską polityką zagraniczną, a premier Marcinkiewicz był tylko "malowanym premierem", bo i tak o wszystkim decydujące zdanie miał Lech Kaczyński.
Chodzi raczej o to, że od jakiegoś czasu prezydenta rzeczywiście niewątpliwie najbardziej interesuje polityka zagraniczna. Swoje mocne zdanie na temat Gruzji wyraził na wiecu w Tbilisi, jednocześnie stara się być liderem państw wschodnich na europejskiej scenie politycznej. Słowem - zaangażowanie Lecha Kaczyńskiego na arenie międzynarodowej stało się bardzo widoczne.
Jednocześnie zaś z Kancelarią Prezydenta pożegnała się minister Anna Fotyga. Nie wiemy, czy było to zamierzone posunięcie. Mamy jednak pewność, że jej osoba co najmniej nie sprzyjała wizerunkowi Lecha Kaczyńskiego. Anna Fotyga jest osobą mało medialną, do tego mającą raczej słabe poczucie humoru - które notabene podobno ma, ale jak dotąd skrzętnie je ukrywała.
Do niedawna więc w swym bezpośrednim otoczeniu prezydent miał z jednej strony mało sympatyczną Anne Fotygę, z drugiej agresywnego Michała Kamińskiego, który organizował czasami kompletnie niepotrzebne konferencje na nieistotne tematy, przez co ośmieszał Pałac Prezydencki. Od pewnego czasu jednak prezydent jest sam swoim rzecznikiem.
Dzięki temu zyskał więcej luzu. A w ostatnich tygodniach udaje mu się nawet robić ze swych politycznych konkurentów małych chłopców i zarazem skutecznie podkreślać własną ważność. Lech Kaczyński dość zręcznie przypina łatki swoim politycznym przeciwnikom - wygłaszając odważne teorie, że np. premier Tusk w ogóle nie nadaje się na polityka, a minister spraw zagranicznych ma prorosyjski punkt widzenia.
Widzimy więc, że tak jak do niedawna Lech Kaczyński nie ukrywał, że prezydentura go męczy, tak teraz polubił tę funkcję i pewnym krokiem rusza do kolejnych wyborów prezydenckich. Mimo że obecne sondaże - jak ten opublikowany wczoraj przez DZIENNIK - ujawniają spory sceptycyzm Polaków wobec odmiany wizerunku prezydenta, trzeba wziąć pod uwagę, że nastroje społeczne są zmienne.
Tak samo było z nastawieniem społeczeństwa do instalacji amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Podobnie było także z ostatnimi wyborami prezydenckimi, przed którymi Donald Tusk bił w sondażach na głowę Lecha Kaczyńskiego, a jednak w drodze głosowania ostatecznie z nim przegrał.
Z pewnością w ostatnich dniach dzięki swojemu zaangażowaniu w sprawie Gruzji Lech Kaczyński znacznie podniósł swoje notowania. Ciągle pozostaje jednak problem dość dużej niechęci Polaków do jego brata - Jarosława Kaczyńskiego - co pewnie w jakimś stopniu przekłada się na osobę prezydenta. Mimo wszystko uważam, że jeśli tylko Lech Kaczyński wyraźnie udowodni swoją samodzielność, zaistnieje szansa, że nastroje wobec jego osoby ulegną zmianie na lepsze.
W tej chwili bowiem prezydent Kaczyński jest w kwestiach dotyczących polityki międzynarodowej niemal zawsze o krok przed premierem Donaldem Tuskiem. Myślę, że prezydent dla wygrania kolejnych wyborów zrobi wszystko. Już teraz poklepuje po plecach Grzegorza Napieralskiego z SLD i pewnie nie ratyfikuje traktatu lizbońskiego, byle tylko zyskać przychylność o. Rydzyka, bo przecież tam też są ważne głosy.
Lech Kaczyński nie powinien jednak popadać w samozachwyt i gdy tylko trzeba rozwiązać ważne sprawy dla kraju - jak te dotyczące wywiadu i kontrwywiadu - nie może poddawać się swojej małostkowości i wchodzić na wojenną ścieżkę z Platformą Obywatelską.
Powinien mieć świadomość, że jako głowa państwa i zwierzchnik sił zbrojnych musi myśleć o żołnierzach i armii, a nie o politycznych notowaniach i osobistych bataliach. Jeśli o tym nie zapomni, druga połowa jego kadencji może być znacznie wyżej oceniana niż pierwsza.