Andrzej Czuma jest chyba na tyle odpowiedzialnym człowiekiem, że gdyby miał taki problem, to uczciwie odrzuciłby propozycję Donalda Tuska i nie zostałby ministrem sprawiedliwości. Musiał przecież zdawać sobie sprawę, że prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw. Co więcej - wyjdzie wcześniej, gdy jest się ministrem niż zwykłym posłem. Zwróćmy uwagę na to, że zanim objął resort ta wiadomość nie dotarła do Polski, choć krążyły plotki o jego niesolidności finansowej, gdy był w Stanach i prowadził prywatne radio. Kiedy usłyszałem o tym pierwszy raz, odrzuciłem to jako zupełnie nieprawdopodobną historię.
Dziś nie chce mi się wierzyć, że taki człowiek położyłby na szali całą swoją reputację. Ta wiadomość po prostu zbija z nóg. Minister sprawiedliwości stoi pod strasznym oskarżeniem drobnych, ale jednak nieuczciwości. A fakt, że są prawomocne wyroki amerykańskiego sądu każą ufać pogłosce. Długi najprawdopodobniej mogły być spowodowane jego trudną sytuacją. Jeśli te informacje okażą się prawdziwe, lepiej gdyby uczciwie uregulował sprawę niż pod koniec życia stracił dobre imię.
Z jednej strony ogarnia mnie smutek, z drugiej - niewiara. Wstrzymuję się więc od ostatecznych sądów o Czumie, a także o Platformie Obywatelskiej.
Jeśli to prawda, będzie to dla mnie osobisty szok, ponieważ bardzo lubię i cenię Czumę. Nie tylko za jego przeszłość, ale również dlatego, że zawsze wydawał mi się niezwykle prawym i rozsądnym człowiekiem. Nie powinien był się godzić na propozycję premiera i obejmować urząd ministra sprawiedliwości. Musiał sobie zdawać sprawę, że jego kłopoty będą obciążały Donalda Tuska, jak i całą partię. Chciałbym zatem zobaczyć dowody i usłyszeć jego osobiste wyjaśnienia. Na razie nie wierzę w tę pogłoskę.