Ostatnio podsekretarz stanu William Burns w wywiadzie dla agencji Interfax zapowiedział szerokie konsultacje projektu z Rosją. W języku dyplomacji oznacza to mniej więcej: skoro Moskwa konsekwentnie oponuje przeciwko tarczy, a my potrzebujemy Rosjan, sprawę trzeba będzie odłożyć.
Nowa administracja najchętniej w ogóle poniechałaby projektu, ale nie może tak jawnie ignorować swoich sojuszników w NATO: Polski i Czech. Skorzysta więc z innych możliwości uspokojenia Rosjan.
Jakich? Wymienił je sam prezydent Obama. Po pierwsze, można jeszcze długo testować skuteczność systemu, rozważać ponownie jego lokalizację. Po drugie - to inwestycja bardzo droga, a Ameryka pogrąża się w kryzysie. Musi oszczędzać, zatem budowa może być odkładana z powodów finansowych na święte nigdy .
W ten sposób i wilk (Rosja) syty i owca (Polska i Czechy) cała, a Waszyngton nie traci twarzy. Szczerość rzadko bywa cechą polityków, co nawet im się chwali, ale między przyjaciółmi można by być bardziej otwartym. Musicie zaczekać, drodzy Polacy - mógłby powiedzieć któryś z wysokich urzędników administracji. - Mamy małą zapaść gospodarczą, potrzebujemy Rosji do tranzytu zaopatrzenia dla naszych wojsk w Afganistanie. Wybaczcie, ale musimy sprawę na razie zamknąć.
Nie usłyszymy tego, będziemy nadal karmieni obietnicami. Jak to między przyjaciółmi.