Współczuję Stanisławowi Łyżwińskiemu, głównemu bohaterowi seksafery siedzącemu teraz w areszcie, nie dlatego że w "Teraz my" pokazano, jak bardzo wychudł, pozwolono mu opowiedzieć, że za kratkami czyta starożytnych greckich filozofów, za to nic mu się nie śni. Nawet nie dlatego, że musiał odpowiedzieć przed kamerą na pytanie Tomasza Sekielskiego, czy jest impotentem, choć niewątpliwie to wygórowana cena za możliwość wystąpienia w telewizji.
Współczuję Łyżwińskiemu, bo niezależnie od tego, czemu jest winien, a czemu nie, siedzi w areszcie bez wyroku sądowego już półtora roku. Historia o jego operacji kręgosłupa to tylko dodatek do tej zasadniczej informacji. Z przyjemnością obserwowałbym, jak Polska jest karana w Strasburgu za to kolejne już przekroczenie zasady, że każdy ma prawo do szybkiego sąd. Także Łyżwiński, nawet jeśli nie ma sobie nic do zarzucenia. Tak samo myślałem, obserwując niedawne aresztanckie perypetie Dochnala czy Wieczerzaka. A nie są to, oj nie są, bohaterowie mojej bajki.
Tak mnie to wkurzyło, że ledwie miałem czas i siłę zastanowić się, czy Tomasz Sekielski i Andrzej Morozowski rzeczywiście współczują Michałowi Figurskiemu, który zdaje się zgodnie z moimi przewidywaniami jest już bliski uwierzenia, że padł ofiarą braku wolności słowa i wzdychał pięknie nad swoim losem. I czy rzeczywiście obaj prowadzący uważają, że Marian Krzaklewski wierzy w to, iż powinien startować do europarlamentu z list PO, bo zgadza się z Donaldem Tuskiem w trzech sprawach: popiera usunięcie senatora Misiaka, jest za szybkim wprowadzeniem euro i lubi sport. Były lider "Solidarności" naprawdę coś takiego wygadywał. Co prawda na lotnisku w przerwie między jednym i drugim lotem, ale jednak...
Oglądając cierpienia Łyżwińskiego, Figurskiego i Krzaklewskiego, a także pyskówkę byłego posła Samoobrony Maksymiuka z parlamentarzystą PiS Suskim, wspominałem zaledwie o godzinę wcześniejsze widowisko historyczne w TVP1 o Stanisławie Mikołajczyku. Czasy straszne (lata 1945-1947), proces pozbawiania Polski suwerenności i resztek demokracji - przerażający. Ale też miejsce na dramatyczne wybory i heroiczne zachowania, nawet jeśli twórcy nieco ilustracyjnego spektaklu pokazali to w sposób cokolwiek drewniany. A dziś... Panowie Suski i Maksymiuk solą polskiej odzyskanej wolności? Może jednak nie. Ratunku!