Tu szaleństwo przeradza się w skandal. Minister nauki prof. Barbara Kudrycka, z zawodu wykładowca akademicki, zapowiada wysłanie kontroli do najstarszego polskiego uniwersytetu. Kontrolerzy mają sprawdzić, jakim prawem magister Paweł Zyzak został magistrem. Wygląda na to, że pomysł uzyskał akceptację najważniejszego obecnie magistra historii w kraju, czyli premiera Donalda Tuska. On, absolwent historii Uniwersytetu Gdańskiego, wprawdzie zarzeka się, że będzie bronił wolności badań naukowych (co jest zapisane w konstytucji). Ale nie odciął się od kuriozalnego pomysłu swojej minister. Dodał nawet, że nikt w Polsce za publiczne pieniądze nie będzie lżył takich postaci jak Lech Wałęsa. Co to znaczy w praktyce? Chyba nie ustawowy zakaz pisania prac magisterskich na temat pewnych postaci. A jeżeli tak, to czy sam Tusk ustali listę narodowych świętych?
Nie do śmiechu nam jednak. Nagle okazuje się, że profesor będąca ministrem ma w nosie jedną z podstawowych zdobyczy europejskiej cywilizacji, czyli autonomię Akademii. Premier, skądinąd człowiek o wysokiej kulturze humanistycznej, też okazał się mało wrażliwy w kwestii tego… Jak to nazwać? Przeżytku średniowiecza, zabobonu? Miejmy nadzieję, że nikt z naszych rządzących tak o tym nie myśli. Choć tego testu minister Kudrycka już nie zdała.
Tusk może jeszcze się cofnąć. Przed nim jeszcze jedna decyzja o cywilizacyjnym znaczeniu. Według zapowiedzi w sobotę władze PO zdecydują, co zrobić z Instytutem Pamięci Narodowej. Pragnieniem wpływowej grupy jest zburzyć i zaorać IPN. Jednak byłaby to polityka historyczna a la Hun Atylla.