Prezydent Wałęsa zaskoczył nas swoją obecnością na konferencjach - proeuropejskiej EPL (Europejskiej partii Ludowej), jak również partii Libertas w Rzymie. Zresztą prezydent zawsze był trudny do pohamowania. Dla mnie jako obserwatora i dziennikarza wykład dla Libertasu to jednak spory błąd.

Reklama

Oczywiście dzisiaj Wałęsa może mówić, że chciał eurosceptykom coś przetłumaczyć, bo tak wiadomo, że tym ludziom niczego się już nie tłumaczy. Szczególnie nie w takich miejscach i w takich momentach. Prezydent nie powinien był tam w ogóle jechać.

W towarzystwie raczej nie ma słowa o bezstronności. Nawet jeśli sam Lech Wałęsa myśli inaczej. Partia Libertas głośno wypowiada się przeciwko wszystkiemu, o co zawsze walczył nasz prezydant. W świecie rynkowym i w mediach, w których wszystko ulega strasznemu upraszczeniu, nie ma miejsca na pogłębianie motywów tej kontrowersyjnej wizyty w Rzymie, bo w świat poszła płytka informacja, że Lech Wałęsa był na kongresie Libertasu. W związku z tym, wielu wyborców rzeczywiście pomyśli, że może ta partia nie jest ani tak zła, ani może nie aż tak eurosceptyczna, jak się o niej mówi. A takie społeczne domysły jednak zagrażają stabilnej polityce dzisiejszej Europy.

Od początku wiadomo było, że właśnie tak ludzie zinterpretują to wydarzenie. Z pewnością nie można powiedzieć, że doradcy pana prezydenta - choć nie jestem przekonany, że Lech Wałęsa takowych słucha - mieli tym razem dobre wyczucie sytuacji. Świetny instynkt prezydenta chyba tym razem zawiódł. Nie wiadomo, czemu tak naprawdę to wszystko miało służyć. Wygląda na to, że tym razem prezydent się zagalopował. Jeśli natomiast chodzi o głos naszego eurodeputowanego Ryszarda Czarneckiego, z ironią piszącego, że prezydent powinien sporządzić cennik swoich wykładów oraz swojej obecności na wszelkich możliwych spotkaniach, to nie sądzę, by Lechowi Wałęsie mógł przyświecać tak niski cel.

Reklama