Dom pozostawiony przez długi czas sam sobie zamienia się w ruinę. Na pewno więc Graś nie mieszka tam za darmo. Codzienne utrzymanie okazałej willi słono kosztuje. Zrozumiałe jest zatem, że nie wymaga się od niego dodatkowych pieniędzy – jak za zwyczajny wynajem.
Nie wolno nam dopuszczać do paradoksu, że osobie publicznej nie wolno robić niczego, co wykracza poza jej funkcję. Zupełnie inaczej byłoby, gdyby Graś ukrywał to, że jest kimś w rodzaju dozorcy. Ale powiedział to dziennikarzom.

Reklama

>>> Rzecznik Tuska jest dozorcą u Niemców

Warto więc tylko sprawdzić, czym zajmuje się właściciel domu i czy nie dochodzi do konfliktu interesów. Paweł Graś po prostu opiekuje się posiadłością. Zazdroszczę mu, bo też chciałabym mieszkać w pałacu. Bądźmy szczerzy - każdy chciałby tak mieszkać. Gdybym tylko miała możliwość, zrobiłabym to samo, co rzecznik. Tym bardziej, że to podobno przepiękne miejsce.

Cała sprawa bardzo dobrze świadczy o Grasiu. Widać, że Niemiec darzy go ogromnym zaufaniem. Dzięki temu wiemy, że Graś na pewno nie kradnie, jest rzetelny, można mu zaufać i nie robi imprez, podczas których niszczy się parkiet. Gdybym miała pałac, to chętnie wynajęłabym go właśnie jemu. Podejrzewam, że można mu powierzyć nie tylko dom, ale też pieniądze i samochód. Tusk ma obok siebie bardzo świetnego gospodarza.

Reklama