Nasz syn coś źle wpisał w zeznaniu podatkowym, drobiazg – nie w tej rubryce, a ponieważ jest w ambasadzie w Pekinie, więc próbowaliśmy za niego załatwić. Zapłacił, ile trzeba, więc wydawałoby się, sprawa prosta. Ale skąd: pełnomocnictwo z Chin, wyjazd o dwieście kilometrów do jego urzędu skarbowego i tak dalej. Czy nie można poprawić z urzędu i w korespondencji e-mailowej? Nie. Czy nie można składać zeznań do ZUS, tylko jak się coś zmieni, a nie co miesiąc, a poza tym, gdzie ja mieszkam, skoro administracja skarbowa żąda rzeczywistego miejsca zamieszkania (i dobrze), ale komunalna adresu meldunkowego. I co z tym meldunkiem, czy w ogóle kiedyś go zniosą?
Wszyscy się przejmują ostatnimi badaniami dotyczącymi urzędów pracy, że nie umieją czy nie chcą przekazywać napływających ofert. Ale mnie interesuje kwestia odwrotna: dlaczego tak mało osób ma w czasach bezrobocia interes w urzędzie pracy, dlaczego tak niewielu sąsiadów odwiedza Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa? Dlaczego zupełnie nie mamy poczucia, że administracja jest dla nas, także ta rzekomo prywatna, czyli na przykład wielkich firm dostarczających prąd. Przyszli, wymienili licznik i podali godziny zniżkowe, potem okazało się, że oszukali, ale nie mam papieru, więc nic nie mogę.
Otóż zapominamy, że w czasach nowożytnych sprawna administracja powstała za czasów absolutyzmu, potem Napoleona, a potem dziewiętnastowiecznej burżuazji. Administracja zawsze była organem państwa, które – teoretycznie, a czasem faktycznie – dzięki temu mogło lepiej dbać o obywateli. Od początku chodziło przede wszystkim o skuteczne ściąganie pieniędzy, początkowo wydawanych przede wszystkim na wojsko, a stopniowo na infrastrukturę. Administracja była i jest państwowa, a, jak pisałem tydzień temu, państwo marnie sobie z nią radzi. Jednak zaskakuje, że administracja jakby nie zauważyła tego, w Polsce to jest szczególnie dobrze widoczne, że ustrój państwa zmienił się na demokratyczny.
Administracja państwowa w państwie demokratycznym powinna być zupełnie inna. Praktycznie jednak nikt o tym nie myśli i kiedy podoba nam się administracja skandynawska, zapominamy, że nie jest to także administracja państwa demokratycznego, tylko pozostałości po administracji państwa opiekuńczego, a to zupełnie co innego. Sądząc po legalnie wydawanych unijnych pieniądzach na parki wodne, sztuczne górki do zjazdów narciarskich czy obrzydliwe skwery, z których wycina się wszystkie drzewa i które się zamurowuje kostką, tak że każdy z nich wygląda w Polsce identycznie, administracja lokalna kompletnie nie liczy się ze zdaniem obywateli.
Reklama
Zresztą obywatele całkowicie odwykli od tego, żeby mieć zdanie na temat działań administracji. Potrzeba dopiero niewątpliwego nonsensu czy skandalu, żeby się zbuntowali. Zdemokratyzowanie administracji nie udało się, ale jak mogło się udać, skoro nikt nie podjął najbardziej nawet nieśmiałych prób działania w tym kierunku. Ponadto im gorsza sytuacja gospodarcza, im trudniej o pracę, tym trudniej cokolwiek zmienić w nastawieniu administracji. Owszem, panie i panowie z okienka są na ogół bardziej uprzejmi, ale to raczej wynik przemian obyczajowych niż świadomych odgórnych działań.
Opowiada się głupstwa na temat tego, że administracja ma działać zgodnie z prawem. Nieprawda, administracja działa zgodnie z przepisami, a przepisy wewnętrzne rozmaitych urzędów nie są prawem, o czym wszyscy zapominamy. Są sławnymi przepisami wykonawczymi, których idiotyzmu doświadczamy we wszystkich dziedzinach życia. Nic dziwnego, skoro tworzą je urzędnicy dla urzędników, a nie ludzie dla ludzi. Nie warto nawet mieć pretensji do tych urzędników, bo każdy chce sobie ułatwić pracę. Tylko, pytam, co z tą demokracją, czy musi tak być, że administracja albo jej nie dostrzega, albo po prostu jest jej wroga? Dopóki administracja będzie na służbie państwa – musi. Demokratyzacja administracji zaś byłaby zmianą, jakiej marne współczesne państwa zapewne by nie przeżyły, więc nie ma żadnej nadziei, bo w istocie nie ma demokracji.