Dziennikarz "Rzeczpospolitej" przy okazji tego wystąpienia przypomina fakty, które ujawnił - wspólnie z Piotrem Śmiłowiczem - osiem lat temu. Chodzi mianowicie o to, co Grzegorz Jasiński robił w 1976 roku. Wtedy właśnie, pod koniec czerwca, wybuchają protesty przeciwko władzy - w Radomiu, Ursusie i rodzinnym mieście obecnego posła PiS, Płocku.

Reklama

Wedle ustaleń dziennikarza, Jasiński był wówczas szefem Wydziału Spraw Wewnętrznych płockiego Urzędu Miasta i świeżo przyjętym członkiem PZPR. - W płockich archiwach odnaleźliśmy akta wydziału, którym kierował Jasiński. A w nich – obok pieczątek i jego podpisów – m.in. poufne telegramy z MSW oraz korespondencję z konsulatami PRL na Zachodzie. Towarzysze generałowie z Warszawy instruowali towarzysza Jasińskiego, jak postępować wobec Polaków z RFN czy Izraela starających się o odzyskanie obywatelstwa - opisuje Stankiewicz.

Dodaje, że najpewniej - co za prawdopodobne uważa sam zainteresowany - Jasiński opowiedział się za wykluczeniem z partii Andrzeja Woźniakiewicza, wówczas pracownika urzędu miasta, który wziął udział w manifestacji, a w czasie publicznego zebrania przyznał, że nie do końca podoba mu się to, co robi władza.

Kolejną sprawą, na którą uwagę zwraca Stankiewicz, jest wieloletnia znajomość, a nawet przyjaźń, która łączyła Jasińskiego ze zmarłym niedawno biznesmenem z Płocka Markiem Żuradą. Po wydarzeniach czerwcowych Żurada wyrzucał z pracy w Naftoremoncie robotników, którzy brali udział w manifestacjach. Kilka dekad później, w 2001 roku, wspomagał Jasińskiego przy kampanii wyborczej.

Autor, podsumowując dokonania Jasińskiego, pisze o nim, że to, co kiedyś robił, będąc w PZPR, robi dziś w PiS: realizuje linię partii, by odnieść z tego osobiste korzyści. - W czwartek pod pomnikiem Radomskiego Czerwca przekroczył kolejną granicę – tylko po to, aby załapać się na dobrze płatny mandat europosła - konkluduje Stankiewicz.