Profesor Tomasz Nałęcz w porannej rozmowie z Radiu ZET nie szczędził złych słów pod adresem Państwowej Komisji Wyborczej. Odnosząc się do problemów z działaniem komputerowego systemu do zliczania głosów, doradca prezydenta stwierdził, że w XXI wieku nowoczesny kraj w Europie nie powinien zaliczyć takiej wpadki informatycznej.
Dziadowski przetarg. Jak można było sobie wyobrazić, że tak skomplikowaną operację można było przeprowadzić systemem za kilkaset tysięcy złotych? - dziwił się Nałęcz.
Ostro krytykował jednak Andrzeja Dudę, który w czasie liczenia głosów apelował do prezydenta o dymisje w Państwowej Komisji Wyborczej. - Pan Duda uznał, że nie zna konstytucji. Stanął pod siedzibą PKW i żądał dymisji członków PKW. W czasie liczenia głosów! Czy to nie są odmęty szaleństwa? - pytał gość audycji Moniki Olejnik.
Nałęcz podkreślił, że prezydent nie ma prawa w dowolnym momencie odwoływać członków komisji. - Musiałby być wniosek trzech prezesów trybunałów - wyjaśniał.
Prezydentowi bardzo się nie podobało, jak się politycy uwiesili u gardła władzy sądowniczej - stwierdził Tomasz Nałęcz i podkreślił, że w jego ocenie Andrzej Duda powinien być strażnikiem konstytucji.