Ziemkiewicz w swoim najnowszym felietonie w tygodniku "Do Rzeczy" odnosi się do głośnej w ostatnim czasie sprawy odczytywania nazwisk ofiar katastrofy smoleńskiej podczas apeli poległych na innych uroczystościach, na których pojawia się asysta wojska.
– Nadgorliwość ministra obrony narodowej, który nakazał dołączyć ofiary tragedii w smoleńskiej do Apelu Poległych, (…)spowodowała wizerunkowy kryzys, który ciągnie się za PiS już od miesiąca – pisze Ziemkiewicz.
Jak dodał, decyzja Antoniego Macierewicza skłóciła partię Jarosława Kaczyńskiego, ze środowiskami kombatanckimi, które są "naturalnym elektoratem PiS".
Ziemkiewicz tłumaczy – powołując się na swoje filologiczne wykształcenie- również, dlaczego zmarłych w Smoleńsku nie powinno nazywać się "poległymi". – Przysługuje ono tym, który zginęli świadomie, podejmując w imię wyższych wartości i obowiązków ryzyko śmierci. (…) To, że śp. Prezydent Kaczyński i inne ofiary tragedii były na służbie, jak argumentują zwolennicy zmiany apelu (…), nie ma nic do rzeczy. (…) Upieranie się przy zwrocie "polegli w Smoleńsku" jest więc koślawieniem – choćby i w najszczerszej intencji – polszczyzny (…) – argumentuje prawicowy publicysta.
Jak dodaje, awantura ta "jest idiotyczna i uwłacza pamięci i ofiar wojny, i tragedii smoleńskiej".