Podczas czwartkowej wizyty na Węgrzech prezydent Rosji Władimir Putin zapewnił, że rosyjski gaz "zawsze na 100 proc." będzie docierać na rynek węgierski. Z kolei szef węgierskiego rządu Viktor Orban ze swej strony oświadczył, że trudno uniknąć kwestii stabilności dostaw przez Ukrainę i Węgrom zawsze zależało na dywersyfikacji szlaku dostaw. Nie wykluczył przy tym, że Węgry mogłyby otrzymywać gaz np. przez Turcję (gazociągiem South Stream) lub z Gazociągu Północnego przez Słowację.

Reklama

Orban wspomniał też o planach rozpoczęcia rozmów ze stroną rosyjską o dostawach gazu rosyjskiego na Węgry po 2021 r.

W komentarzach do wizyty rosyjskie media podkreślały w piątek, że Władimir Putin nie wykluczył powrotu do projektu gazociągu South Stream w celu zaopatrzenia Węgier w gaz. Rosyjscy eksperci oceniali zaś, że najprostszym wariantem będzie jednak Nord Stream 2.

Jak powiedział w rozmowie z PAP szef specjalistycznego portalu energetyka24 Piotr Maciążek, Węgry od czasu, gdy rządzi nimi Victor Orban konsekwentnie podkreślały, że nie satysfakcjonuje ich sytuacja, w której są uzależnieni od odstaw gazu przez Ukrainę.

Są w tym zgodni z Rosjanami, że Ukraińcy to partner, który może być problematyczny. Nie przesądzają przy tym, że może to być wina Ukraińców, czy Rosjan. W oficjalnych kanałach dyplomatycznych podkreślają, że szukają nowych dostaw gazu, by się lepiej zabezpieczyć - powiedział PAP.

Jak zauważył, Węgrzy chcieli partycypować w projekt budowy gazociągu South Stream, który zmienił się w projekt Turkisch Stream. To magistrala, którą rosyjski gaz - z pominięciem Ukrainy - mógłby docierać na Węgry przez Bałkany.

Ten projekt jest jednak dość hipotetyczny, bo nie rozwiązano w nim najważniejszego problemu - zgodności z trzecim pakietem energetycznym UE. Rosyjski Gazprom chce bowiem być zarówno właścicielem rury i dostawcą paliwa. Nie ma z tym problemu, dopóki gazociąg biegnie przez teren Turcji. Jednak kiedy wejdzie na terytorium Grecji, czyli państwa unijnego - zaczyna obowiązywać prawo UE i pojawiają się kwestie dostępu stron trzecich - dodał.

Dodatkowo - jak podkreślił - Turkish Stream, to przedsięwzięcie dość kosztowne, a Rosjanie muszą liczyć pieniądze szczególnie po decyzji polskiego UOKiK, który nie zgodził się na zawiązanie konsorcjum zachodnich firm i Gazpromu, które miałoby zbudować drugą nitkę biegnącego pod dnie Bałtyku gazociągu Nord Stream. "Rosjanie muszą myśleć, o tym jak sfinansować Nord Stream 2" - mówi.

Reklama

Jego zdaniem, Węgry i Orban nie za bardzo wierzą w to, że Turkish Stream powstanie. Dlatego stawiają na drugą nitkę podmorskiego gazociągu Nord Stream, której powstanie jest dużo bardziej realne.

Zdaniem eksperta, druga nitka Nord Stream nie jest dedykowana krajom Europy Zachodniej, lecz właśnie krajom Europy Środowej. Gaz z rosyjsko - niemieckiej rury miałby płynąć biegnącym wzdłuż polskiej, zachodniej granicy gazociągiem Opal i planowanym - bliźniaczym, gazociągiem Eugal.

Gazociąg Nord Stream 2 ma powstać na dnie Bałtyku, równolegle do uruchomionego w 2011 roku gazociągu Nord Stream. Ma to być dwunitkowa magistrala gazowa o mocy przesyłowej 55 mld metrów sześciennych surowca rocznie z Rosji do Niemiec. Ma być gotowy pod koniec 2019 roku. Projektowi sprzeciwiają się Polska, kraje bałtyckie i Ukraina. Polska uważa, że inwestycja ma charakter polityczny, a jej realizacja zaburzy możliwość budowania sprawnej unii energetycznej i powoduje zwiększenie uzależnienia od rosyjskiego surowca.

Polska stawia na dywersyfikację kierunków dostaw gazu - stad pomysł zbudowania korytarza Norweskiego, który miałby połączyć polskie wybrzeże ze złożami gazu na Szelfie Norweskim Morza Północnego oraz terminala LNG w Świnoujściu. Gaz, który trafiałby tymi drogami do polskiego systemu, mógłby być - poprzez interkonektory - przesyłany do Czech, na Słowację i dalej właśnie na Węgry. Polska ma ambicje, by powstał u nas hub gazowy.

Informacje, jakie płyną po budapesztańskich rozmowach Putina, są - zdaniem Maciążka "niepokojące".

Grupa Wyszehradzka ma projekt konkurencyjny do Nord Stream, czyli tzw. korytarz Północ - Południe. Jest więc pytanie, czy - jeśli Orban dogada się z Rosjanami - będzie jeszcze potrzebował gazu, który do Polski miałby trafić z terminala LNG i złóż norweskich przez połączenia do Europy Środkowej.

Jego zdaniem, sygnały płynące z Węgier są dla "Polski bardzo niepokojące". Jak podkreśla, Węgry to przecież kraj, który jest "bardzo dobrze odbierany w Warszawie", lecz jednocześnie bardzo mocno związany jest z Rosją. W ramach postulowanego przez Orbana pragmatyzmu, porozumienia gazowe z Rosją mogą być realizowane, jeśli Węgrzy uznają, że bardziej im się to opłaca.

Węgry to z jednej strony kraj, który jest bardzo dobrze odbierany w Warszawie, z drugiej jest bardzo mocno związany z Rosją. Kwestie gazowe - w ramach postulowanego przez Orbana pragmatyzmu, mogą być realizowane, jeśli Węgrom będzie się to bardziej opłacało. To niepokojące i trzeba będzie z Węgrami to wyjaśnić.