Ludwik Dorn, komentując prezydencką inicjatywę przeprowadzenia w 2018 roku referendum w sprawie kształtu nowej konstytucji, określił ją jako "wsadzenie obozu władzy na minę", a przy okazji "zerwanie więzi między Pałacem Prezydenckim i Nowogrodzką".
Były polityk PiS, później kandydujący do Sejmu z ramienia PO, przyznaje jednocześnie, że Prawo i Sprawiedliwość nie ma innego wyboru, niż poparcie Andrzeja Dudy w kolejnych wyborach prezydenckich.
- Andrzej Duda zrobił z siebie marionetkę przy okazji nocnego zaprzysiężenia sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Teraz próbuje się wybić na niezależność realnie szkodząc obozowi władzy i samemu sobie - a PiS pewnie będzie go wsadzał w kaftan bezpieczeństwa - komentuje Dorn w rozmowie z "Polską The Times".
Pytany o to, czy korzystniejsze dla PiS nie byłoby zawarcie referendalnego kompromisu z prezydentem, Dorn odpowiedział: A jaki może być kompromis w kwestii wspólnego samobójstwa? Wieszczy on więc, że na 99,9 proc. pomysł przeprowadzenia referendum zostanie w jakiś sposób utopiony. Jedyna możliwość, jaką dopuszcza, to skupienie się na pytaniu dotyczącym uchodźców.
Ludwik Dorn wyjaśniał również, jaka jest faktyczna idea referendum konstytucyjnego - jego zdaniem nie będzie w nim chodzić o konstytucję, tylko zamieni się ono w plebiscyt: czy pisiory mają rządzić, czy nie. Stwierdził też, że pomysł był dla PiS "ciosem w szczękę". - Na tym polega absurd o pomysłu, że najsilniejsze uderzenie wyszło od własnego prezydenta - dodał. Co ciekawe, zaznaczył też, że trzymając się tej analogii, żaden z ciosów wyprowadzonych do tej pory przez opozycję nie sięgnął celu.