Robert Mazurek: Pańska pierwsza europejska przygoda?
Przemysław Babiarz: Handlowałem na plaży nudystów w Rumunii, w Mamaji.
Litości, nikt w to panu nie uwierzy.
Byłem 16-letnim harcerzem z Przemyśla, był 1979 r., i wiedziałem, że do Rumunii przewoziło się dwa kartony Marlboro, wymieniało pozyskane leje na marki niemieckie i po powrocie kupowało dżinsy w Peweksie.
Tylko czemu na plaży nudystów?
Bo tam nie docierała rumuńska milicja.
Hm, to musiały być niezapomniane wakacje…
Ale nie takie, jak pan myśli. Plaża nudystów to skrajnie aseksualne i trudne do zaakceptowania miejsce. Kiedy słuchaliśmy opowieści kolegów, którzy byli tam rok wcześniej, to ogarniał nas dreszczyk emocji i wyobrażaliśmy sobie nie wiadomo co, ale rzeczywistość okazywała się wyjątkowo nieatrakcyjna.
Biedni harcerze.
Po dokonaniu handlu zmywaliśmy się stamtąd najprędzej jak się da. W ogóle w Rumunii było wiele rozczarowań. Niech pan sobie wyobrazi taką sytuację: zachód słońca, wieczorny spacer po plaży z koleżanką, ciepłe morze obmywa nam stopy, romantyczne okoliczności przyrody i pojawiający się jak spod ziemi rumuński pogranicznik, krzyczący: „Stać, strefa graniczna!”. I koniec przygody.