Wszystkie decyzje Rosjan są podyktowane nie tylko rachunkiem ekonomicznym, ale także względami politycznymi. Pamiętamy przecież, że w styczniu ubiegłego roku Kreml na krótko odciął dostawy gazu dla Ukrainy, rzekomo na skutek jakichś nieporozumień w sprawie ceny dostarczanego surowca. W rzeczywistości było dla wszystkich jasne, że Władimir Putin chce w ten sposób ukarać prezydenta Wiktora Juszczenkę za jego prozachodnie ambicje.

Reklama

Kilka miesięcy później Rosja zagroziła, że odetnie dostawy gazu dla Gruzji i Białorusi, jeśli oba kraje nie zapłacą wyższych cen. Pod presją Kremla ugiął się nawet brytyjsko-holenderski koncern Shell i pozwolił, by rosyjski Gazprom przejął kontrolę nad projektem wydobycia gazu na Sachalinie wartości 20 miliardów dolarów.

Więc powtórzę raz jeszcze: rosyjska gospodarka zawsze pozostaje na usługach polityki.

A prawdziwym szefem Gazpromu jest rosyjski prezydent. Do legendy przeszło stwierdzenie byłego wiceprezesa tego przedsiębiorstwa, który publicznie powiedział, że Władimir Putin to de facto dyrektor zarządzający całego koncernu. I miał rację, bo wszystkie najważniejsze decyzje podejmowane są nie przez zarząd Gazpromu - jak dzieje się w normalnej firmie - ale właśnie przez Władimira Putina. Gazprom to w rzeczywistości jego prywatny folwark.

W Europie ekspansja Gazpromu jest tak błyskawiczna, że wręcz zagraża naszemu bezpieczeństwu energetycznemu. Należy zrobić wszystko, co tylko w naszej mocy, by ją powstrzymać. W wielu krajach Unii Europejskiej rosyjski moloch niemal zmonopolizował system dystrybucji gazu, ale niestety wielu ludzi, w tym również szefów państw i rządów, wciąż nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji.

Unia Europejska do tej pory nie zdołała wypracować spójnego stanowiska w tej sprawie, choć wiele krajów członkowskich, w tym Francja i Wielka Brytania, od dawna zwracało uwagę na zagrożenia płynące ze strony rosyjskiego giganta. Mam wielką nadzieję, że najnowsza propozycja unijnego komisarza ds. energii Andrisa Pielbalgsa, by energię uznać za strategiczny sektor gospodarki Unii, zyska przychylność wszystkich krajów członkowskich. Bo tylko w ten sposób można zablokować dalsze inwestycje Gazpromu i jego dominację w Europie.

Boję się jedynie, by i tym razem, jak przecież nieraz bywało już w przeszłości, nie skończyło się tylko na deklaracjach. Unia Europejska nie była przecież w stanie skoordynować swoich działań w tak ważnych sprawach jak wojna w Iraku czy misja w Afganistanie. Problemy są również z podejmowaniem decyzji w kwestiach dotyczących wewnętrznej polityki Unii.









Pięć lat temu unijni przywódcy głośno mówili o konieczności powołania europejskich sił szybkiego reagowania, ale do tej pory niewiele w tej sprawie zrobili. To dla nich bardzo typowe - wiele mówią zamiast robić. W tej sprawie naprawdę powinni jednak zewrzeć szyki, bo Unia naprawdę pilnie potrzebuje wspólnej polityki energetycznej. Tylko w ten sposób - powtarzam raz jeszcze - może się bronić przed zakusami ze strony Rosji.

Jak na europejskie próby zatrzymania inwazji Gazpromu zareaguje prezydent Władimir Putin? Jak zwykle: wściekłością i kolejnymi groźbami oraz szantażem. Ale to tylko pozorowane działania, bo w rzeczywistości Putin uwielbia działać we wrogim środowisku, on kocha walkę. Konfrontacja to jego sposób uprawiania polityki, jego prawdziwa natura.

A w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich w Rosji, które zaplanowano na wiosnę przyszłego roku, Putin wręcz potrzebuje pewnej dozy wrogości ze strony świata. Ona pomogłaby zjednoczyć naród w poparciu dla wyznaczonego przez niego kandydata i w efekcie przyniosła wyborczy sukces. Dlatego rosyjski prezydent wręcz gra na to, by na świecie, a szczególnie w Europie utrzymywał się pewien rodzaj napięcia w stosunkach z jego krajem. Podobnie zachowywał się wiele razy w swojej karierze i zawsze osiągał zamierzony skutek.

Taki sposób sprawowania władzy jest kopią polityki Związku Sowieckiego. Ten system nie jest w stanie przetrwać, jeśli nie posiada wyraźnego wroga. Wroga silnego i zdeterminowanego, działającego zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Bo każde państwo policyjne, a takim jest przecież Rosja, potrzebuje wroga. Tylko w ten sposób może skutecznie kontrolować swoich obywateli.

Reklama