Mniejszościowy rząd socjalistów zdążył niemal rzutem na taśmę, trzy tygodnie przed przedterminowymi wyborami, rozpocząć ekshumację zwłok gen. Francisco Franco. Po latach starań, sporów z prawicą i procesów z potomkami dyktatora, premier Pedro Sáncheza dopiął swego. Za sprawą jego uporu hiszpański Sąd Najwyższy wyraził zgodę, by ciało "El Caudillo" powędrowało z okazałego grobowca w Dolnie Poległych do rodzinnej krypty na cmentarzu Mingorrubio.

Reklama

Nomen omen znajduje się ona w sąsiedztwie pałacu El Pardo, gdzie za życia urzędował tyran. Gdyby być przesądnym już to niespecjalnie dobrze wróży Hiszpanom. Jednak zostawiając na boku wiarę w świat niematerialny i skupiając na rzeczach jak najbardziej namacalnych łatwo dostrzec, że postępowa lewica właśnie przyśpieszyła nadejście bardzo ciekawych dla Hiszpanii czasów.

To, że gen Franco był krwawym oprawcą, którego podwładni po wojnie domowej zamordowali co najmniej 100 tys. jego przeciwników politycznych, nie boli już tak, jak pół wieku temu. Zwłaszcza, gdy Hiszpania trzeszczy w szwach, bo niepodległości żąda Katalonia. A jeśli ją dostanie, to szybko w jej ślady pójdą Baskowie. Do tego jeszcze po rewolucji obyczajowej, zainicjowanej przez premiera José Luisa Zapatero, hiszpańscy konserwatyści czują się coraz bardziej obco we własnej ojczyźnie.

Przetrącenie przez socjalistów karku Kościołowi katolickiemu niewiele w tej kwestii zmienia, bo konserwatyzm i prawicowość wcale nie musi iść w parze z religijnością. Fakt - Franco był rzeźnikiem, ale jego przeciwnicy z czasów wojny domowej, jeśli idzie o mordowanie bezbronnych ofiar, w niczym mu nie ustępowali. Gdy zaś republikanów zaczął wspierać Związek Radziecki, uzależniając od swej pomocy i podsyłanych przez Stalina doradców, wówczas w parze z deklaracjami o obronie demokracji zaczęło iść ludobójstwo.

Dyktatura gen. Franco po 1939 r. była bardzo brutalna, ale jedność Hiszpanii została zachowana. Nie da się też zaprzeczyć faktowi, że generał miał dość rozumu, żeby pod koniec życia oddać nadzór nad ekonomią w ręce młodych technokratów. Dzięki czemu udało się zmodernizować państwo i po śmierci tyrana Hiszpania szybko doszlusowała do zachodnich demokracji. Sprawą niemożliwą do odgadnięcia pozostaje, jak potoczyłyby się losy Półwyspu Iberyjskiego, gdyby wojnę domową wygrali stalinowscy komuniści. Być może gen Franco był mniejszym złem (jak chce prawica), możliwe że jednak nie (jak uważa lewica), tak czy inaczej ta ostatnia właśnie wydobywa go spod ziemi, w samobójczy sposób wskrzeszając przeszłość.

Jeśli wywleka się z grobu zmarłego, niezależnie ile czasu minęło od śmierci, jego osoba zaczyna nowy etap życia. Owszem - jest to jedynie życie w świadomości innych ludzi, lecz z im sławniejszą postacią mamy do czynienia, tym jej powrót między żywych więcej znaczy. Tym mocniej bowiem frapuje całe społeczeństwo. Wobec tego paradoksu rządzący okazują się bezradni, nawet jeśli ich władzę ogranicza jedynie śmierć.

Reklama

Rozpoczynając w Rosji swą krucjatę przeciwko Bogu i religii bolszewicy w styczniu 1918 r. zaczęli od masowego otwierania grobów świętych Kościoła prawosławnego. Pechowo dla nich, złożone w Ławrze Troicko-Siergijewskiej ciało patrona ziemi ruskiej św. Sergiusza z Radoneża miało się znakomicie. Wydobyty z ozdobnej racy, czyli relikwiarza zmarły, wyglądał niemal jak żywy. Wśród obywateli gruchnęła natychmiast wieść, że wydarzył się cud.

Obiegająca Rosję plotka rosła w siłę, zachęcając ludzi do przyłączani się do oddziałów "białych", walczących z komunistami. Skonfundowany Lenin nakazał powołać Komisję ds. Zabobonów, której zlecił zajęcie się szczątkami świętych tak, by udowodnić wszystkim, iż nie ma w nich niczego cudownego. Komisja zebrała aż 97 ciał i sukcesywnie je rozczłonkowywała, rozpruwała, wybebeszała, co uwieczniano na fotografiach, slajdach i filmach. Potem starano się w każdej miejscowości urządzać pokazy filmowe i wystawy ukazujące ciężką pracę Komisji ds. Zabobonów, podczas profanowania zwłok. Gdy mimo to plotki o cudach nie słabły do akcji wkraczał Feliks Dzierżyński wraz z CzeKa. Długie zmagania z efektami tchnięcia życia w szczątki świętych sprawiły, że komuniści eksperymentów z otwieraniem grobów starali się już nie powtarzać.

Zakłócanie spokoju zmarłym, jeśli ci niegdyś sprawowali władzę poza przywracaniem życia przeszłości, reaktywuje też stare idee i tęsknoty. W monarchii nawet nagrobki nauczyły się schlebiać królom - ostrzegał Bertrand Barère w raporcie, jaki w lipcu 1793 r. sporządził na zlecenie rządzącego Francją Komitetu Ocalenia Publicznego. Dzierżyciele berła, którzy uczynili tyle zła Francji i ludzkości, nawet w grobach zdają się jeszcze pysznić minioną wielości - alarmował. Potężna ręka Republiki musi bezlitośnie usunąć te wspaniałe epitafia i zburzyć mauzolea, które mogłyby przywołać straszliwe wspomnienie królów - apelował Barère. Wkrótce wyznaczeni przez Komitet republikańscy komisarze udali się do Saint-Denis, gdzie w miejscowej bazylice znajdowały się grobowce władców.

Przez następne miesiące otwierano kolejne krypty, zabierano z nich wszystko co cenne, metalowe części oddawano do przetopienia, a szczątki królów wrzucano do wykopywanych w okolicy dołów w ziemi. Zbiorowych mogił nie oznaczano, by szybko uległy zapomnieniu. Przy sporządzaniu protokołu z oględzin króla Henryka IV zapisano: Jego ciało okazało się dobrze zachowane, a rysy twarzy znakomicie rozpoznawalne. (…) Każdy mógł go zobaczyć do poniedziałku 14 rano, kiedy przeniesiono go do chóru, u stóp schodów do prezbiterium.

Potem ciało monarchy, który stworzył podwaliny mocarstwowości Francji, przeniesiono z bazyliki wprost do dołu. Rewolucjonistom zdawało się, że wysłane pod ziemię przeszłość, stare idee i pamięć o nich nigdy nie powrócą. Zaledwie dziewięć lat później w katedrze Notre-Dame Napoleon Bonaparte koronował się na absolutnego władcę Francji. Robił to przy aprobacie większości Francuzów, mających dość rewolucji i marzących o powrocie starych, dobrych czasów.

Powrót do "starych, dobrych czasów" obiecuje konsekwentnie Hiszpanom, założona w 2013 r. skrajnie prawicowa partia Vox. Od śmierci dyktatora wszelkie ugrupowanie, odwołujące się do frankistowskich idei oraz symboliki, zawsze pozostawały na głębokim marginesie życia politycznego Hiszpanii. Podczas wyborów w 2016 r. na Vox oddało jedynie 50 tys. głosów. Jednak od kiedy premier Sánchez zaczął wcielać w życie swe marzenie od ekshumacji "El Caudillo" z każdym miesiącem miłośnicy generała nabierają wiatru w żagle.

Według ostatnich sondaży 10 listopada na partię Vox może zagłosować nawet 15 proc. wyborców. Jeśli okaże się to prawdą, wówczas stanie się ona trzecim, co do wielkości ugrupowaniem w parlamencie, po socjalistach z PSOE i chadekach z Partii Ludowej. Wówczas rezydujący już w nowym grobie na cmentarzu Mingorrubio gen Francisco Franco będzie mógł sobie pogratulować nowego, tym razem pośmiertnego sukcesu.