Podobno jest pan pierwszym człowiekiem, który odwiedził każdy kraj na świecie – w 1988 r., kiedy było ich 170, i teraz, kiedy jest ich 195.
Niechętnie się tym chwalę, bo większości nigdy nie będzie dane tego doświadczyć.
Ale teraz wrócił pan właśnie z Ukrainy, a wcześniej dokumentował pan konflikty na całym świecie. Co skłoniło młodego Fina, żeby 50 lat temu wyruszyć do Wietnamu i relacjonować wojnę?
Miałem 24 lata i byłem dziennikarzem działu zagranicznego. W tamtym czasie byłem bardzo nieśmiały i wyszedłem z założenia, że najlepiej będzie się z tej przypadłości wyleczyć, skacząc na głęboką wodę. Odbyłem 10-miesięczną samotną podróż po obu Amerykach. Gdy wróciłem w 1972 r., w Wietnamie nie było jakiegokolwiek korespondenta z Finlandii. Przekonałem więc redaktorów, żeby wysłali mnie. Miałem za zadanie przybliżyć rodakom obraz wojny oraz jej wpływ na dotkniętych przemocą ludzi.
Jakie miał pan oczekiwania względem tego wyjazdu?
Te kilka tygodni w Wietnamie wywarło na mnie olbrzymi wpływ. Oczekiwań dziś już zupełnie nie pamiętam, ale i tak bardzo szybko zostały rozbite przez wyjątkowe okrucieństwo tego konfliktu. Chyba nikt nie jest gotowy, aby oglądać rozczłonkowane ciała po bombardowaniu w Da Nang czy okaleczone dzieci w szpitalu. Redakcja prosiła mnie, żebym dokumentował takie obrazy, ale z początku nie byłem w stanie tego robić. Prawie mdlałem i musiałem szybko wychodzić, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Ale ten wyjazd był jednocześnie niezwykłą przygodą. Latałem amerykańskimi helikopterami nisko nad rzeką Mekong. Z otwartymi drzwiami i ze strzelcami obsadzonymi na stacjonarnych karabinach maszynowych. To było dokładnie tak, jak można było później zobaczyć w „Czasie apokalipsy” albo w „Łowcy jeleni”. Dla mnie to była rzeczywistość. Żołnierze zostawiali mi na noc w chatce karabin, na wypadek gdyby nasz obóz został zaatakowany, ale przez myśl mi nawet nie przeszło, aby go tknąć. Ta mieszanina emocji i doświadczeń sprawiła, że zdecydowałem się relacjonować inne konflikty. Chciałem się koncentrować na ukazywaniu okropieństw wojny, a nie na aspektach militarnych. Wolałem poznawać historie cywilów, niż wysłuchiwać politycznych deklaracji.