Pieniądze rządzą światem. Dodajmy, chińskie pieniądze, choć na razie nie są to juany, ale dolary i euro. Przedstawiciele Pekinu jeżdżą po wykrwawionym kryzysem świecie z wypełnioną po brzegi walizką pieniędzy, grając rolę dobrego wujka. Temu na stadion, tamtemu na metro, innemu na przetrwanie.
Dotarli właśnie do Europy. Gdy finansiści już zaczynają wątpić, że Portugalia, Hiszpania czy Grecja sprzedadzą swe obligacje, zaraz pojawiają się Chińczycy, grzecznie kłaniają i kupują, jak leci. Nie pozwolą nikomu zbankrutować.
Niedawno zadeklarowali, że w bieżącym kwartale kupią obligacje Portugalii za 4 – 5 mld euro, zaspokajając połowę obecnych potrzeb pożyczkowych tego kraju. Hiszpania potrzebuje nieco więcej, w dłuższej perspektywie nawet 200 mld euro. Nie jest to jednak poza zasięgiem kraju, który ma 2,65 bln dolarów rezerw walutowych. Wicepremier Chin Li Keqiang właśnie obiecał zakup większej liczby hiszpańskich obligacji, tłumacząc ten fakt lakonicznie: – Wierzymy, że wspólnym wysiłkiem rządu i obywateli kraj ten przezwycięży obecne trudności ekonomiczne i budżetowe.
Kiedy na początku ubiegłego roku ważyły się losy Grecji, na stole pojawiła się warta 25 mld euro oferta zza Wielkiego Muru. Wtedy z niej nie skorzystano. Teraz Chińczycy oferują Grekom oprócz zakupu ich obligacji także udział w prywatyzacji kolei czy portów. Zwłaszcza kupno przynoszących gigantyczne straty kolei OSE może wydawać się szaleństwem. Nie dla Chińczyków jednak, dla których kilka miliardów w jedną czy drugą stronę nie czyni wielkiej różnicy, a może przynieść inne profity. Widać to na przykładzie Kostaryki, której sprezentowano stadion narodowy jako nagrodę za zerwanie ciepłych stosunków z Tajwanem. Został otwarty z pompą kilka dni temu.
Niestety rozdawane w Europie cukierki mogą okazać się zatrute. Zwrócił na to uwagę w piątek prezydent Rady Europy Herman Van Rompuy. Jego zdaniem kupowanie obligacji to chytry plan, który zaszkodzi unijnym firmom. Ratowanie dołujących krajów strefy euro podnosi bowiem kurs wspólnej waluty, co czyni chińskie towary bardziej konkurencyjnymi, a europejskie mniej.
Pekin może też zyskać przychylność w kwestii zniesienia obowiązującego od 1989 roku embarga na dostawy broni do Chin oraz w przypadku 50 postępowań antydumpingowych. Firmy z Państwa Środka liczą na szersze otwarcie unijnego rynku. Na razie ich wygrana w przetargach na budowę dwóch odcinków autostrady Warszawa – Łódź wywołała wściekłość Brukseli. Chiny blokują bowiem Europie dostęp do inwestycji publicznych u siebie. Niestety to Chińczycy mają pieniądze, a Stary Kontynent długi i właśnie dlatego w tej grze trudno będzie ich pokonać.