Możliwości są dwie - albo Władysław Frasyniuk ma złe dni, nie może opanować napięcia nerwowego, albo powiedział, co naprawdę myśli o polskiej wsi. Jeśli ta pierwsza możliwość jest prawdziwa, to wypada współczuć i doradzić urlop. W końcu załamanie nerwowe może dotknąć i polityka z miasta i ze wsi, jak to kiedyś spotkało Gabriela Janowskiego. Ale jeśli jest to po prostu szczerość, to sprawa jest dużo poważniejsza. I nie chodzi wcale o to, że były lider DEMOKRATÓW.PL obraził chłopów.

Reklama

Nie chodzi nawet o to, że powiedział całkowitą nieprawdę (takie przypadki wg historyków zdarzały się). Chodzi o to, że rzucając swoje tezy tak ogólnie i w tak politycznym kontekście, pokazuje, że zarzuty do części polskiej klasy politycznej o to, że gardzi ona polską wsią, są prawdziwe. Bo to jest pogarda. Dla tego - jak mówią niektórzy - "chamstwa, które uniemożliwa jeszcze szybszy rozwój, które utrudnia spokojną konsumpcję owoców sukcesu wielkich miast, które nie chce z dnia na dzień zniknąć".

Prawda jest inna. Polska wieś żyje dużo skromniej niż wielkie miasta i dużo mniej - w sumie - od państwa dostaje. I nie myślę tu tylko o gotówce, ale o tym wszystkim, co tworzy jakość życia - infrastrukturze, edukacji, kulturze, internecie. Nawet pomoc organizacji pozarządowych ogniskuje się w miastach. Mimo to wieś sobie radzi, rozwija się, nie narzeka, tworzy często wspaniałą Polskę lokalną. I pewnie przeżyje też najnowsze obelgi Frasyniuka. Podobnie jak PSL - partia znepotyzowana bardziej niż inne. Ale czy inne są zupełnie czyste?

A jednak Frasyniuk powinien przeprosić. Powinni go do tego namówić koledzy z inteligenckiej formacji. Bo milcząc, mogą potwierdzić przekonanie, że inteligencja wsią gardzi. A to dla każdego, kto czuje się polskim inteligentem, jest w sposób oczywisty szkodliwe i nie do zaakceptowania.

Reklama