"Sprawca napaści nie został wykryty" - powiedział "Życiu Warszawy" Mateusz Martyniuk, rzecznik prokuratury okręgowej. Dodał, że w wątku dotyczącym gróźb prokurator nie dopatrzył się "obiektywnego zagrożenia" dla życia i zdrowia aktorki. "Wobec autorów tych gróźb może ona sama wystąpić do sądu" - tłumaczy prok. Martyniuk. Decyzja o umorzeniu nie jest jeszcze prawomocna.

Na początku czerwca aktorka ujawniła dziennikarzom, że została pobita pod domem na Pradze-Południe przez trzech mężczyzn. Napastnicy mieli ją szarpać i bić, ale także nazwać m.in. "sprzedajną dziwką PiS-u". Aktorka skarżyła się też, że wcześniej pod jej adresem w Internecie, m.in. na Naszej-klasie, pojawiły się groźby pobicia - przypomina "Życie Warszawy"

Reklama

Aktorka poszła ze skargą na policję dopiero po kilku dniach od napaści. Tłumaczyła później, że wcześniej nie złożyła zawiadomienia, bo "była zmęczona". W jej obronie wystąpił nawet Jarosław Kaczyński. To właśnie prezes PiS domagał się śledztwa w tej sprawie.

Tymczasem, aktorka, która najpierw zagrała w spocie wyborczym PO, a następnie w krytycznej do poprzedniego zleceniodcawcy reklamie PiS, ma inne problemy z prawem. Prokuratorzy sporządzili akt oskarżenia przeciwko niej w sprawie incydentu z lipca. Anna C.-K. szła wtedy do stołecznego sądu. Gdy wchodząc do budynku przy ul. Kocjana, odmówiła poddania się standardowej kontroli. Czuć było od niej alkohol. Strażnik musiał wezwać policję.

Mundurowym udało się przekonać kobietę do badania alkomatem. A ten pokazał około półtora promila alkoholu. Ale to jeszcze nic. Wedle ustaleń prokuratury, kobieta zaczęła się awanturować. Jednego z policjantów obrzuciła wyzwiskami, a drugiego zaatakowała długopisem.

Prokuratura oskarża Annę C.-K. o znieważenie i naruszenie nietykalności funkcjonariusza. Grozi za to do trzech lat więzienia.