O tym, że wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński będzie kandydatem SLD w przyszłorocznych wyborach prezydenckich zdecydowano w sobotę podczas konwencji Sojuszu.
"Nie jest to żadne zaskoczenie. O kandydowaniu Szmajdzińskiego mówiło się od dawna" - podkreślił rzecznik klubu PO Andrzej Halicki.
Według Halickiego, istotne jest poparcie, jakie udzielił Szmajdzińskiemu Aleksander Kwaśniewski. "Wychodzi na to, że lewica ma wolę konsolidowania się wokół Szmajdzińskiego. To powinno wzmocnić jego kandydaturę" - ocenił.
Według posła PO, SLD próbuje budować na nowo swój wizerunek. "To stare SLD na nowo. Jednak stare w nowym opakowaniu za bardzo nie smakuje. Myślę więc, że się nie sprzeda. Samo opakowanie nie wystarczy. Polacy wybierają rozumem" - powiedział.
Szef Komitetu Wykonawczego PiS Joachim Brudziński również sceptycznie odnosi się do szans Szmajdzińskiego. "Jerzy Szmajdziński wygra. Wygra z panem Nałęczem. Będzie miał około 3 procent, a pan Nałęcz w granicach błędu statystycznego" - twierdzi.
"Nie zmroziła mnie ta kandydatura, ani w żaden sposób nie przestraszyła. To próba konsolidacji resztek, które pozostały z lewicy. To próba ratowania przez szefa SLD własnej pozycji poprzez ustępstwa na rzecz przedstawicieli postpezetpeerowskiego betonu" - powiedział.
W opinii szefa klubu PSL Stanisława Żelichowskiego po tym, jak startu w wyborach odmówił Włodzimierz Cimoszewicz lewica nie miała innego sensownego kandydata poza Szmajdzińskim. "Ma niewielkie szanse na drugą rundę wyborów. Zgłosił się jako pierwszy. Może to okaże się jego atutem, jednak może być też wpadką. Ta decyzja oznacza, że Szmajdziński musi dużo pracować, jeździć po kraju" - zaznaczył.
Żelichowski zapowiedział, że PSL ogłosi kogo poprze w wyborach prezydenckich w pierwszym kwartale 2010 roku. Halicki podkreślił, że ostateczna decyzja w Platformie zapadnie w maju, a Brudziński nie chciał określić kiedy.