Schetyna wezwał go na dywanik w związku z jednym z wywiadów. Poszło o ostre sformułowania w dzienniku "Polska The Times", w którym Palikot powiedział, że szef klubu PO musi pokazać, że potrafi być przywódcą. "Powiem brutalnie: tylko wtedy możesz dać sobie radę, gdy krew i sperma będą ciekły ci po twarzy". "Powinien dostać w ucho, no tak bym powiedział, żeby było grzecznie, a równie symbolicznie" - zapowiadał Schetyna rano w wywiadzie dla Moniki Olejnik w Radiu ZET. Dwie godziny później Palikot już się kajał przed dziennikarzami. "Za kłopot, który z tego powodu powstał dla Schetyny czy też dla Platformy, przepraszam" - mówił.
Dla samego Schetyny była to jednak świetna okazja by pokazać, że wciąż jest silny. Dotąd Palikot raczej nie był skłonny uznawać, że szef klubu ma nad nim władzę. A Schetyna cierpliwie odbudowuje swoją pozycję po ciosie, jakim była dymisja z funkcji szefa MSWiA w kontekście afery hazardowej. Jak podkreśla jedna z osób z otoczenia Schetyny , tamta decyzja Donalda Tuska była pierwszym przypadkiem, w którym nie był on partnerem, a jedynie odbiorcą komunikatu. "Zrobiła się z tego naprawdę szorstka przyjaźń" - mówi polityk związany z Tuskiem.
Zmienione relacje widać na spotkaniach koalicyjnych, ale mogą dostrzec je dziennikarze. Kilkanaście dni temu w Sejmie dziennikarze pobiegli do Schetyny z pytaniem, dlaczego tak opóźnia się przedstawienie przez PO projektu konstytucji. "Proszę o to pytać w kancelarii premiera" - ostro odpowiedział szef klubu. Dopiero po chwili zreflektował się, że był za ostry i dodał: "Przecież konstytucji nie pisze się na kolanie".
A we wtorek w TVN24 nie zaprzeczył, gdy dziennikarka powiedziała, że premier Tusk nie jedzie do Davos, bo nie dostał zaproszenia. Przez kilkanaście dni otoczenie premiera tłumaczyło się, że szef rządu zastanawia się nad wyjazdem, a ostatecznie nie może pojechać, by trudno odwołać wizytę marokańskiej delegacji. Gdy dołożyć do tego publiczny dysonanas w wypowiedziach Tuska i Schetyny o powrocie posłów PiS do komisji śledczej, czy karze dla prezesa NFZ za zamieszanie z chemioterapią, obraz wydaje się być jasny: jeszcze nigdy ich stosunki nie były tak złe.
A dzieje się tak w przededniu podjęcia w Platformie kluczowych decyzji: czy Tusk zostanie kandydatem partii na prezydenta, i kto przejmie po nim schedę, jeśli wygra. To Schetyna jest jedną z osób, które gorąco nakłaniają premiera do startu. "Gdyby wystartował, jego zwycięstwo byłoby bardzo bliskie. Ale tak jak powiedziałem, kluczem jest jego decyzja i zgadzam się: powinna zostać podjęta jak najszybciej. I tak będzie" - mówi Schetyna w innej audycji - Sygnały Dnia.
Ale namawianie Tuska przez Schetynę nie jest odbierane jako szczere. Otoczenie premiera obawia się, że jeśli wystartuje i wygra, w PO rozpęta się wojna o sukcesję, którą szef klubu może wygrać.
Grzegorz Schetyna jako sekretarz generalny partii jeździ po kraju i odwiedza partyjne struktury. Do tego jako szef klubu ma wpływ na posłów. Dlatego jego pozycja w partii wcale nie osłabła. Ostatnio jeden z wpływowych polityków PO pytany o stanowisko poprosił o chwilę zwłoki. "Muszę skontaktować się z Grzegorzem" - powiedział.