Dorn swoje oświadczenie nazwał: "Wpisem saperskim". Dlaczego? Bo sam postanowił odpalić ładunek, który chcieli zdetonować pod nim dziennikarze. Polityk uprzedził więc uderzenie i szczegółowo opisał swój pobyt w Korei. Dorn przyznaje: przyjąłem darowiznę w postaci telewizora ciekłokrystalicznego firmy LG Electronics o wartości ok. 8500 zł.

Reklama

A było to tak: W czerwcu 2007 r. Ludwik Dorn jako Marszałek Sejmu był w Republice Korei. W fabryce LG Polaków podejmował wiceprezes firmy. Podczas uroczystej kolacji oświadczył, że w imieniu koncernu chce polskiego polityka obdarować telewizorem. "Dla LG będzie zaszczytem, jeśli ich telewizor znajdzie się w domu marszałka polskiego Sejmu" - powiedział Koreańczyk.

"Dar przyjmuję z radością i przekaże go jakiejś placówce opiekuńczej dla dzieci lub osób starszych" - odpowiedział Ludwik Dorn. Wszystko potoczyło się jednak inaczej. We wrześniu 2007 r. do gabinetu marszałka przyszło dwóch panów z Zarządu LG Electronics, ale zamiast jednego telewizora przynieśli dwa. Marszałek zaproponował, żeby jeden trafił do szkoły z internatem dla dzieci niepełnosprawnych w Konstancinie. A drugi... postanowił wziąć do domu, bo "uchylenie się od przyjęcia prezentu najpewniej zostałoby bardzo źle odebrane. Po zastanowieniu zdecydowałem się złamać zasadę, by nie przyjmować drogich prezentów” - wspomina Dorn.

Ale zapewnia, że wpisał telewizor do rejestru korzyści majątkowych i zgłosił go do opodatkowania.

Sprawę opisał m.in. portal pardon.pl. Jego czytelnicy tak skomentowali tę sprawę: "Nie przyjmując tego, naprawdę można byłoby okazać wielkie lekceważenie” - napisał gośc.

Nie wszyscy zgodzili się z tą opinią: "Nie wiem, jakie w Korei zwyczaje panują. Ciekawi mnie, czy gdyby był w fabryce jakiś papci, to od prezesa przyjąłby dar, bo prezes nalegał by, aby Marszałek Polskiego Sejmu paradował w domu w jego paputkach” - zastanawia się Like 63.