Minister sprawiedliwości odpowiadał na zarzuty swojego poprzednika. Zbigniew Ziobro ma mu za złe, że napisał ekspertyzę prawniczą dla Ryszarda Krauzego i nie przyznał się, ile za nią dostał od biznesmena.

Reklama

"To demagogia czysta. Panu Ziobro się wydaje, że jak ktoś weźmie 500 złotych albo 5 tysięcy złotych, to w zależności od tego napisze inną opinię. Nie. Opinia ma charakter naukowy. Już mówiłem o tym dziesięć razy" - stwierdził minister. I dodał, że ekspertyzę zamówiła u niego kancelaria adwokacka i ona mu też za nią zapłaciła, a nie Ryszard Krauze.

Minister sprawiedliwości nie chciał oceniać wypowiedzi adwokata rodziny Blidów, Leszka Piotrowskiego, który stwierdził, że "na szczytach poprzedniej władzy istniała zorganizowana grupa przestępcza". Stwierdził jednak, że jeśli były premier miałby ustalać ze Zbigniewem Ziobrą, kogo aresztować, a kogo nie, to byłoby to "kuriozum".

"Można rozpatrywać ewentualnie, czy w grę nie wchodzi przekroczenie uprawnień. Przecież nie premier podejmował faktyczną decyzje na piśmie. Jest to tylko pewna sugestia, chociaż ja uważam, że to normalne nie jest. Niekoniecznie jest to przestępcze, ale nie jest to normalne" - odparł na pytanie, czy takie "współdecydowanie" jest przestępstwem.

Ćwiąkalski zapewnił , że nie przedstawia premierowi informacji o najważniejszych śledztwach. "Gdyby zażądał, to bym je przedstawił. Ale nie żąda" - stwierdził na antenie RMF.