O co chodzi? W czwartek Sikorski stwierdził, że "wiewiórki w Pałacu Prezydenckim" donosiły mu, że prezydent uważał go za ruskiego agenta. Była to jego riposta na prezydencką wypowiedź z poczatku paźdzernika, w której wypominał ministrowi, że zatrudnia w ministerstwie ludzi szkolonych w Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych.
Prezydent pytany w programie TVN "Kawa na łąwę", czy rzeczywiście uważa Sikorskiego za "ruskiego agenta", Lech Kaczyński śmiejąc się odpowiedział: "może za Marsjanina". "Wiem, że on chodzi po mieście i opowiada takie rzeczy" - stwierdził prezydent.
Kaczyński odniósł się również do sprawy moskiewskiego instytutu. Stwierdził, że "są ludzie z MGIMO, którzy dzisiaj mają bardzo poważnych wpływy". Na pytanie, kogo ma na myśli, odparł, że chodzi mu m.in. o dyrektora departamentu wschodniego MSZ.
Prezydent nie omieszkał też skrytykować wizyty szefa MSZ na Białorusi. Misję Sikorskiego nazwał blamażem. "Porażka Sikorskiego polega na tym, że jego wyprawa na Białoruś zakończyła się tym, że ani jednego przedstawiciela opozycji - mówię w pewnym skrócie - nie ma w parlamencie" - stwierdził Kaczyński. Podkreślił, że "liczy na zmiany na Białorusi", ale - w jego opinii - najpierw powinny być zagwarantowane realne zmiany ze strony białoruskiej, a później ustępstwa. "Nie na odwrót" - dodał.