Filmy mają mocny, jasny przekaz i takie właśnie miały być. Jednak zdaniem polityków PO, ich autorzy przesadzili, a nawet skłamali, pisząc scenariusze reklamówek. Spoty opisała "Gazeta Wyborcza".
Na pierwszym z filmów na rękach matki płacze córka. Kobieta biegnie do szpitala. Na jego drzwiach wisi jednak kartka „Od 17.00 szpital przyjmuje pacjentów wyłącznie odpłatnie”. Lektor mówi: „Zdrowie to nie towar. »Solidarność « nie zgadza się na reformy, które pogorszą dostęp Polaków do służby zdrowia. Rząd nie rozmawia ze społeczeństwem. Nie zakneblujecie nam ust”.
"To oszustwo, które wprowadza opinię publiczną w błąd" - mówi Paweł Graś, poseł PO. -"Proponowany przez nas pakiet zmian w służbie zdrowia nie wprowadza odpłatności. Od strony pacjenta nic się nie zmienia."
Na drugim filmie maszynista nie zauważa czerwonego światła. Lokomotywa jedzie dalej. Lektor mówi: "Emerytura to nie przywilej, pracownik ma prawo do niej dożyć. Rząd nie rozmawia ze społeczeństwem. Nie zakneblujecie nam ust".
Graś znowu jest oburzony. "Akurat maszyniści powinni mieć prawo do emerytur pomostowych i to jest w naszym projekcie ustawy. Nie widzimy jednak potrzeby, żeby takie samo prawo miały pracujące na kolei kasjerki."
Trzeci film dotyczy finansowania oświaty przez samorządy. "S" uważa, że prowadzi to do powstawania różnic w dostępie do nauki. PO jest przeciwnego zdania.
Reklamówki pojawią się w regionalnych telewizjach. Są częścią Dni Protestu Pracowniczego przygotowywanych przez "S", OPZZ, i Forum Związków Zawodowych. Za klipy płaci tylko "S". Ich emisja będzie kosztować od 100 do 200 tys. zł.
"Media niedostatecznie przedstawiają nasze poglądy. Ludzie myślą, że rząd ogranicza przywileje osobom niesłusznie pobierającym świadczenia. A społeczeństwo nie do końca zna prawdę oczywistą, że rząd po prostu likwiduje wszystkim emerytury pomostowe" - mówi Rybicki, sekretarz Komisji Krajowej "S". .
"<Solidarność> powinna przestać niepotrzebnie straszyć ludzi. Kłamstwem jest, że "rząd nie rozmawia ze społeczeństwem". Przy okazji pomostówek ministrowie odbyli dziesiątki spotkań nie tylko ze związkami zawodowymi" - oburza się Graś.